W mojej kuchni pojawiło się kilka nowości, więc nadszedł czas
na zdjęcia.
Udało się skompletować pojemniki z ptaszkami – ta ilość już mnie
satysfakcjonuje. W jednym z nich słomki do picia, bo Adka przeżywa fascynację
piciem przez rurkę :)
Słój obok prawie pusty, a to dlatego, że ciastka szybko z
niego znikają. Kupiony ostatnio stempelek rozpala się do czerwoności, by stała
porcja słodkości zawsze czekała na chętnych. Widywałam ten stempel na
wielu blogach i musiałam go kupić ze względu na Adkę – ona uwielbia pomagać mi
w pieczeniu.
Jest też coś tak prostego, że aż dziwnie o tym pisać, ale muszę,
bo podstawka na łyżkę sprawdza się genialnie. Ja zawsze kombinuję, gdzie by tu ją odłożyć i
nie narobić bałaganu. Teraz mam problem z głowy.
Wpadła mi tez w oko pięknie wydana gazetka o pieczeniu. To
zdecydowanie moja ulubiona czynność kuchenna, więc trzy przepisy już wypróbowałam.
Wszystkie wyszły pysznie, a następne już czekają w kolejce.
W kuchni nie może też zabraknąć kwiatów. Najbardziej lubię
takie miksy wszystkiego po trochu.
Czajniczek nie nadaje się do gotowania wody, ale jako dzban
na kwiaty sprawdza się idealnie.
A gdzie zapowiadana demolka?
W salonie.
Temat drugiej lampy
prosił się o realizacje już od dawna, ale były pilniejsze sprawy, jednak w końcu
i na to przyszedł czas. Jedno źródło światła na suficie w tym pomieszczeniu nie
wystarczało i postanowiliśmy dołożyć lampę nad stołem, a tę już istniejącą
przesunąć.
Przy okazji odkryliśmy jeszcze kawałek ceglanej ściany, bo
kończyła się ona równo z kozą i nie wyglądało to dobrze. W sumie nic wielkiego:
dziura w ścianie i wzdłuż sufitu, ale pył musiał się dostać wszędzie, hehe. Na
pocieszenie jest fakt, że Mąż zrobił to w ekspresowym tempie. Gorzej ze mną, bo nie jest tak łatwo
zdecydować się na lampę. Szukam takiej nad stół i jest nawet jedna zabójczo
piękna, ale i też nieprzyzwoicie droga. Zobaczymy, mam jeszcze trochę czasu do
namysłu.
Stan robót na dziś wygląda tak: nie jest już źle. Zdjęcie
zrobione tuż po fugowaniu cegieł , stąd ten mokry, ciemniejszy odcień.
Na razie straszy taki kikut ( to tu ma być nowa lampa ), ale
to nie koniec prac w salonie. Jeszcze czeka nas trochę prucia ścian i
malowanie.
I tak mijają ostatnio moje dni: pieczenie ( w ramach
przyjemności ) i sprzątanie ( tu już mniej przyjemnie, za to z miłą wizją na
przyszłość ).
Pozdrowienia!
