sobota, 26 stycznia 2013

Wymarzony prezent


 Nazwa mojego bloga nie jest przypadkowa. Marzycielką byłam od dziecka i w tej kwestii nic do dzisiaj się nie zmieniło. W mojej głowie roi się od marzeń tych wielkich, wręcz nierealnych, jak i takich zupełnie przyziemnych. Wiele moich marzeń się spełniło, jednak wiem, że trzeba czasem pomóc losowi. Podobno wypowiedziane we właściwym momencie na głos życzenie spełni się… Ja mam to szczęście, że mam swojego osobistego specjalistę od spełniania moich marzeń. Nikt inny jak mój Mąż nie potrafi mnie tak uważnie słuchać i wychwytywać z potoku mojej paplaniny szczegóły moich planów, pragnień. Prezenty od niego są zawsze trafione i nieważne, czy sprezentował mi słodycze, nowy wykrojnik czy książkę…  


Piękna okładka na samej górze skrywa mój prezent.

Ten mój czarodziej musiał obserwować moją cichą fascynację czytnikami ebooków i taki właśnie prezent dostałam z okazji urodzin! Rzeczywistość przerosła moje marzenia, bo o takim cudzie, to ja nawet nie marzyłam. W moich rękach znalazł się najnowszy model „kindelka”, który musiał pokonać do mnie międzykontynentalną trasę, przerwaną nawet atakiem huraganu. Kilka osób przyczyniło się do tego, by ten mój prezent do mnie trafił i zawsze uśmiecham się na myśl o tej przygodzie.




Największą zaleta mojego modelu jest podświetlany ekran i dzięki temu mogę czytać w łóżku bez konieczności zapalania lampki. Ekran w dotyku bardzo przypomina kartkę i nie męczy wzroku. Ja jestem w moim prezencie zakochana i stale mam go przy sobie. Chociaż musze się nim dzielić, bo swoją książeczkę w elektronicznej wersji ma nawet Adka i razem czytamy sobie historyjki o zwierzątkach, których jest ona wielką fanką. 




Na dodatek czytnik wyposażony jest w wi-fi, więc i na bloga mogę czasem zerknąć :)
 



A czy przestanę kupować tradycyjne, papierowe książki?
Na pewno - nie. Czytam bardzo dużo z racji wykonywanego zawodu, ale przede wszystkim z fascynacji książkami. Są moimi towarzyszami od najmłodszych lat i czytnik jest pewnym ułatwieniem w organizacji przestrzeni życiowej. W naszym mieszkaniu książki są wszędzie, a ja nie potrafię rozstać się z żadną, więc powoli zaczyna brakować miejsca. Kindle przechowa w swojej pamięci te, których jestem ciekawa, ale które niekonieczne muszą fizycznie zaistnieć na naszych półkach. A pewne tytuły i tak kupię w namacalnej wersji, bo kontakt z książką, zapach i szelest kartek nie są do zastąpienia.



A żeby nie być gołosłowną – to ostatnie nabytki. Album o fotografowaniu – bo obiecałam sobie zacząć bardziej świadomie robić zdjęcia, a nie tak jak do tej pory„na oko”. Sophie Dahl – bo blogowa reklama, piękne kadry i promocja w Empiku zachęciły do zakupu. Husaria – bo A. lubi te klimaty, a „Książka twarzy” – to ubiegłoroczna laureatka nagrody Nike i mój „must have” każdego roku.



Tej ostatniej jestem szczególnie ciekawa, bo w dobie „fejsbókowego” szaleństwa jej myśl przewodnia jest bardzo intrygująca.




A żeby blog nadal pozostał w klimacie wnętrzarsko – domowym wrzucam dwa zdjęcia przypadkowych nabytków. Pierwszy to piękna klasyczna misa ( naprawdę duża ) zakupiona w moim ulubionym pod tym względem markecie budowlanym za 6 złotych. A drugi to miseczki z dyskontu w delikatnych barwach – też w okazyjnej cenie ( jakieś 3-4 zł ).




I już zupełnie kończąc – moje ulubione zdjęcie ostatniego tygodnia. Wspominałam, jak bardzo Adka zakochana jest w zwierzętach i w końcu renifery z opowieści o Mikołaju ukazały się jej oczom. Stały się hitem wyprawy do Krainy Świętego Mikołaja i żaden tam Mikołaj, bohaterowie z bajek, miliony migoczących światełek nie wywarły na niej takiego wrażenia, jak właściciele tych przemiłych pyszczków.  Zresztą, dla mnie to też było pierwsze spotkanie z reniferami i sama nie mogłam się z nimi rozstać.


Te mroźne klimaty u mnie nadal na całego, więc pozdrawiam gorąco!



wtorek, 22 stycznia 2013

W wesołym nastroju




Nie jestem fanką zimy… i chyba nigdy nie będę.  Dni grudniowe mijają mi szybciej dzięki oczekiwaniu na Święta i na szczęście w styczniu tez mam na co czekać, bo końcówka miesiąca przynosi moje urodziny. Lubię ten dzień i nie ubolewam nad upływającym czasem.
W ramach takiego właśnie luźnego nastroju upiekłam tort o jakże uroczej nazwie „Świnki w błocie”.  Jestem fanką czekolady, nie przepadam za kremowymi tortami i ta propozycja bardzo mnie zaciekawiła. Tort udał się za pierwszym razem ( a moje doświadczenie w tej materii jest znikome ), więc do trudnych chyba nie należy. Przepis pochodzi stąd i ja wprowadziłam do niego jedynie niewielkie zmiany. „Kropką nad i” były urocze świnki z lukru plastycznego, które po skonsumowaniu tortu dołączyły do trzódki zwierzątek Adki. Lukier plastyczny okazał się łatwiutki w przygotowaniu i obróbce. Od dziecka uwielbiałam lepienie z plasteliny, teraz kontynuujemy to z Adusią i zrobienie świnek sprawiło nam wiele radości.





Był tort, były i prezenty. Jeden jest tak wspaniały, że na pewno się tu nim pochwalę. Tylko zdjęcia muszę zrobić :)






Styczeń lubię też za wyjątkowe święto – Dzień Babci. Bardzo żałuję, że dzieli mnie i Babcię cała Polska, ale od czego są przesyłki! W tym roku Babcie Adusi oraz jej Prababcia ( czyli moja Babcia ) dostały albumiki ze zdjęciami Adki.  Bardzo lubię robić takie prezenty, wkładam w nie całe serce, bo wiem, że takie drobiazgi cieszą obdarowane osoby.






I to tyle. Ten wpis będzie krótszy niż zwykle – wracam w wir wydarzeń i obowiązków 
z nadzieją na zbliżające się chwile odpoczynku.

Pozdrawiam i dziękuję za tyle odwiedzin, komentarzy, ciepłych słów! 

niedziela, 13 stycznia 2013

Pingwinki idealne na zimę



Tildowe pingwinki miałam ochotę uszyć już dawno temu, ale letnia aura była zbyt abstrakcyjnym tłem dla tych zimowych klimatów. I zabrałam się za nie dopiero w grudniu. Do ich uszycia wykorzystałam resztkę mięciutkiego materiału, który został po uszyciu wypełnienia torby na aparat. Tkaniny wystarczyło na korpusy trzech zabawek, natomiast brzuszki są ze zwyczajnego filcu. W oryginale pingwinki mają malutkie oczy ( taki ledwie zaznaczony ślad ), ale po pytaniu Adki: „Dlaczego one mają zamknięte oczy?”, zamieniłam je ma bardziej realistyczne. Najbardziej nagłowiłam się przy noskach ( czy może dzióbkach ? ), ale w końcu mnie olśniło i zrobiłam je z utwardzonej modeliny.



Na tym zdjęciu lepiej widać „półko-sanki” .

Pingwinki pozują na drewnianych saneczkach, które kupiłam w drogerii z zestawem kosmetyków. Te produkty nie były dla mnie zbyt zachęcające, ale kupiłam niedrogo cały zestaw właśnie z myślą o wykorzystaniu sanek. Najśmieszniejsze, że widniały one pod nazwą „półka” i tak też można je wykorzystać, jeśli się je odpowiednio ustawi




Niestety, sesja zdjęciowa pingwinków szybko zakończyła się, bo mała rączka porwała je do zabawy.




Zdążyłam jeszcze zrobić największemu pingwinowi zdjęcie obok świeczki idealnej na zimowe wieczory. To nasz domowy ulubiony zapach w tym okresie. Płomyk świecy towarzyszy nam prawie każdego wieczora i od jakiegoś czasu bardzo zwracam uwagę na to, jakie świece zapalamy. Najlepsze są wykonane z wosku sojowego, bo dzięki temu nie zawierają parafiny. Ta o nazwie „winter frost” pachnie obłędnie, a na dodatek zamknięta jest w dużym słoju, który po jej wypaleniu na pewno wykorzystam na drobiazgi.




Końcowe zdjęcia są ku pamięci. Lubię czasem przeglądać moje starsze blogowe wpisy i przypominać sobie, czym wtedy żyłam. Dlatego tym razem na pamiątkę pożegnalne zdjęcie choinki ( próbowałam uzyskać efekt bokeh i wyszło mi coś zupełnie na odwrót, hehe ) i zaśnieżone okno dachowe w kuchni. Śniegu mamy pod dostatkiem!




PS z frontu robót kuchennych: pierwsza warstwa farby już na ścianach. Jeszcze chwila cierpliwości i szafki wrócą na swoje miejsce.

Pozdrawiam gorąco!

niedziela, 6 stycznia 2013

Chaos na początek?


 

Okres Świąt i Sylwestra był przerwą w remoncie, dlatego teraz wracamy do działania. Wszystkie dechy są już na swoich miejscach, pozostały do zamocowania jeszcze listewki wykończeniowe, a to wcale nie jest taka szybka robota – te wszystkie detale zajmują sporo czasu. W tym miejscu trochę się pożalę… Ten, kto mieszkał w remontowanym mieszkaniu wie, jakie to potrafi być uciążliwe – na szczęście jakoś się do tego powoli przyzwyczajamy, bo ciągle coś w tym naszym „em” robimy. Niestety, czasem trzeba wykonać podwójną robotę, bo kuchnię dwa lata temu doprowadziliśmy do pewnego etapu i z taką prowizorką zostaliśmy do teraz. Pieniądze, niewielka ilość wolnego czasu, mała Adka, różne życiowe zawirowania i działania w innych pomieszczeniach tak nas opóźniały. Teraz trzeba było np. wszystkie szafki górne zdjąć, na chwilę powiesić i znów ściągnąć. Ale nie ma co narzekać, bo w tej rozkopanej kuchni wykombinowaliśmy kolację wigilijną, przyrządzamy codzienne posiłki i w ten sposób czujemy się trochę jak na biwaku.




 Poniższe zdjęcia to stan kuchni w chwili obecnej. Pozostało malowanie. Sufit jest już bielusieńki, jednak ( standardowo już! ) waham się nad kolorem ścian. Przez chwilę miałam nadzieję, że będzie pasował kolor, jakim pomalowaliśmy przedpokój, ale po próbnych maźnięciach wałkiem było wiadomo, że to nie to. 




I to narazie tyle na temat kuchni. Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła wrócić z moimi szpargałami do kuchennych szafek, zamiast przegrzebywania kolejnych kartonów w poszukiwaniu np. sitka :) 

Musze się jeszcze pochwalić obrusem, jaki uszyła dla mnie Alizee. Narazie tylko migawki, bo otoczenie stołu było dziś wyjątkowo niefotogeniczne, ale nawet wyrywki dowodzą kunsztu tej dziewczyny. 




Obrus jest z lnu w kolorze ecru, wykończony delikatnymi falbankami, a na dodatek w każdym rogu pyszni się haftowany monogram. Bardzo mnie cieszy, zwłaszcza że droga do jego posiadania była długa i wyboista: Renatko - dzięki za cierpliwość :)




Nie mogę, po prostu nie mogę, nie wspomnieć o totalnej, dla mnie, anomalii. Będąc na supermarketowych zakupach natknęłam się na te przecenione hiacynty. To wg mnie typowo wiosenne kwiaty i kiedy sfotografowałam je na tle choinki, uświadomiłam sobie, jaki komlpetny misz-masz ( to takie ładne słowo zamiast "chaos" ) mamy w domu. I to nie jest żadna nowość :)




Na dodatek od rana sypie gruby, puszysty śnieg, więc jest nadzieja na sanki w tym tygodniu.
Gorąco pozdrawiam i dziękuję za tak wiele życzeń świątecznych i noworocznych!




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...