sobota, 28 września 2013

Pracowicie

Tegoroczna jesień nie rozpieszcza, dlatego staram się, by w domu panowała ciepła atmosfera. Do wianka z żołędzi dołączyły dwa kolejne z maleńkich szyszek.


Palce poparzone doszczętnie, ale warto było, bo są prostą, a jak efektowną ozdobą.


 Większy wianek jest naprawdę duży. Musiałyśmy z Adką zrobić sporo kursów do parku, by nazbierać odpowiednią liczbę szyszek :) Oba wianki czekają na powieszenie na drzwiach, które jeszcze nie są gotowe. Zostały ostatnie machnięcia pędzlem. Przyznam, że malowanie to najbardziej znienawidzona przeze mnie czynność, a przy tak dużych powierzchniach na efekty trzeba się naczekać.



Zupełnie przypadkowo w jesienne klimaty wpisała się roślinka o owocach podobnych do jarzębiny. Jej nazwa jest mi nieznana, bo wylosowana została podczas odpustowej loterii. Tak czy siak, ładnie się prezentuje i ( o dziwo ) pachnie.


Niestety, ładnym zapachem nie popisały się świece z Ikei. Jakiś czas stały i czekały na swoją kolej, ale szansy nie wykorzystały, bo po prostu ich nie czuć. Delikatny zapach można wyczuć prawie wsadzając nos w płomień :) Świece kupowane w TK Maxx’ie roztaczają swój aromat na całe mieszkanie, mając porównywalną cenę. Szkoda, że te z Ikei nie są tak intensywne, przynajmniej zostaną po nich dekoracyjne kieliszki. 


Donoszę też, że wzięłam sobie do serca Wasze rady ( bardzo za nie dziękuję ) i ramki w kredensie robią się na biało. Przy okazji ostrzegam przed słabej jakości żółtą taśmą malarską – odchodzi wraz z farbą ( po wyschnięciu też ) albo rwie się na drobne, trudne do odklejenia kawałki. Jest niebieska wersja takiej taśmy i ona jest idealna. Akurat się skończyła i szybko pożałowałam używania żółtej. 


Kilka dni temu oficjalnie witaliśmy jesień, ale w naszym domu przygotowania do zimy pełną parą. W końcu trzeba było ocieplić część strychu, którą mamy nad głowami. Tym razem zakupy związane z mieszkaniem nie są zbyt fotogeniczne ( za to kosztowne, niestety ), ale wrzucam je tu ku pamięci. Z tym strychem mamy pewne nieśmiałe plany. Marzy mi się tam sypialnia i pokoik do robótek, może kiedyś…


A na koniec coś, czego jeszcze w Wymarzonym Miejscu nie było. Nigdy wcześniej nie zamieszczałam tego, co mi w duszy gra i dźwięczy w uszach, ale tym razem zrobię wyjątek. To mój osobisty poprawiacz nastroju. Ta wersja „Valerie”  utrzymana w klimacie amerykańskich standardów jest moim idealnym kompanem. Jesień już mi nie straszna :) 



Pozdrawiam!

piątek, 20 września 2013

Osłona na grzejnik, czyli tajemnicza przesyłka.

W zeszłym tygodniu zapowiedziałam pewną tajemniczą przesyłkę i właśnie mogę pochwalić się jej zawartością. Pogoda przez ostatni tydzień nie rozpieszczała i jak tylko słońce wyszło na dosłownie chwilę, zrobiłam te zdjęcia.
Prawie kończymy kuchnię i pomieszczenie z nią sąsiadujące, tzw. jadalnię. Pozostały jedynie detale i jednym z nich była marząca mi się od dawna osłona na grzejnik. Kilka razy wspomniałam o niej Mężowi i widocznie musiałam skutecznie „truć”, bo pewnego dnia zakomunikował, że jutro przyjedzie rzeczona osłona :)
Idealny wzór, oczywisty, jedyny do przyjęcia kolor ( hihi ) i marzenie spełnione.


Na zdjęciu uwieczniony także mój futrzak, który ostatnio wykorzystuje fakt, że ma taryfę ulgową. Dwa tygodnie temu przeszedł operację. Na szczęście szybko doszedł do siebie, ale nie odstępuje nas na krok, więc i przy zdjęciach musiał towarzyszyć.
W jadalni on też ma swoje miejsce – to specjalnie przygotowany dla niego „podest” na miski. A zaraz obok misek jest moje biurko, które nie wiedzieć czemu nie załapało się do zdjęcia.


Nowością jest kosz na adkowe pluszaki. Z przodu ma dziecięce motywy, ale tył jest jednolity, więc to uniwersalny zakup na lata. 


Na koniec bonusik – zdjęcie odgrzebane podczas przeszukiwania dysku zewnętrznego. Fotka zrobiona 5 (!) lat temu, podczas remontu dachu. To był emocjonujący spacerek po rusztowaniu na wysokości drugiego piętra. Tak z zewnątrz wygląda lukarna, którą widać na dzisiejszych zdjęciach. Mieszkanie w kamienicy ma swoje plusy, choćby takie okno.


Pozdrowienia ślę!

niedziela, 15 września 2013

Jesiennie


Wielokrotnie już tutaj pisałam, że nie lubię jesieni, ale tym razem wizja tegorocznej wcale nie nastraja mnie pesymistycznie. Sama nie wiem, jak się to stało, ale narazie jesienna depresja mnie omija. Pewnie jednym z powodów są nasze wspólne wyprawy do parku i lasu. Adka uwielbia znosić do domu wszelkie dary jesieni ( ja nawet pewnego razu przyniosłam kleszcza wbitego w nogę, hehe ), a ja postanowiłam część z nich wykorzystać. 


Nieopodal domu rośnie wielki dąb o nietypowej odmianie, podobno to dąb błotny. Jego owoce są zupełnie inne, to takie sympatyczne grubaski w sporych czapeczkach. I je właśnie wykorzystałam do zrobienia wianka. 
Bazą wianka są zwinięte w okrąg gałązki i jest to świetna alternatywa dla styropianowej bazy. Żołędzie nie przylegają do siebie idealnie i przez te szczelinki mogłaby prześwitywać biel styropianu, co nie wyglądałoby naturalnie. Natomiast gałązki jeszcze dodają tego jesiennego klimatu.Wianek wyszedł bardzo prościutki, bez dodatkowych ozdób, ale ostatnio ciągnie mnie w stronę prostoty w dodatkach.
Nigdy tego nie robiłam, ale postanowiłam zgłosić go do zabawy, może i Wam się spodoba :)


 Niezmiennie moją ulubioną rośliną jest to białe coś – bezimienne, przyniesione ze sklepu bez opisu – za to proste w pielęgnacji i pełne uroku. A czy te małe żołędzie - grubaski nie są urocze?


W jesiennych, a nawet już zimowych klimatach jest ostatnio zakupiona świeca. Długo nie mogłam trafić właśnie na takie szklane opakowanie.


I kadr z przeróbkowej zawieruchy. Pod pędzel poszły kolejne drzwi i tu już nie jest tak łatwo, bo szybki zdecydowanie wydłużają pracę.Ale już prawie kończymy, więc niedługo pokażą się w pełnej krasie.


A na koniec tajemnicza paczka, która właśnie do nas dotarła. Nie spodziewałam się, że pojawi się tak szybko, ale jak tylko jej zawartość zainstaluje się we właściwym miejscu, zdradzę co w niej było :)


Pozdrawiam serdecznie!

sobota, 7 września 2013

Wracam

Dłuuuga przerwa za mną. Po przymusowym detoksie przygotowanie tego wpisu było dla mnie wielką frajdą. Ta nieobecność spowodowana była prozaicznym powodem: zepsuł się mój laptop. Pewnego dnia zobaczyłam na ekranie niebieskie tło ze złowieszczym słowem: „error” Zamarłam! Po kilku nerwowych próbach uruchomienia sprzętu, zaczęłam analizować bilans strat. Dużą część mojej pracy wykonuję w domu na komputerze, więc szybko trafił on w ręce rodzinnego informatyka. Mój laptop ma już sześć lat i jest naprawdę mocno eksploatowany, ale na szczęście reanimacja powiodła się.

W tym czasie skończyliśmy malowanie drzwi, których zapowiedź pojawiła się w ostatnim wpisie. Ich biała wersja wygląda o wiele lepiej. Zdjęcie przed metamorfozą zrobiłam, ale leży gdzieś zaplątane w gąszczu odzyskanych po awarii danych, a ja jeszcze nie zabrałam się za ich porządkowanie. Musicie uwierzyć, że pierwotna barwa drzwi to taki brąz z czerwonymi tonami. 


 Krzesło przyniesione ze strychu też już gotowe do pracy. W końcu mój kącik jest prawie gotowy. Jeszcze tylko Mąż musi uporać się z plątaniną kabli, które tymczasowo zasłania stojący pod biurkiem koszyk.


 Jesień już powoli zapowiada swoje nadejście serwując coraz chłodniejsze poranki i wieczory. Zupełnie inne światło wpada do pokoju, co widać nawet na zdjęciach. Ciepłe barwy wprowadziły też wrzosy – typowe jesienne rośliny.Może mi nie uwierzycie, ale widok na biurku mojego wiernego towarzysza – laptopa cieszy mnie niesamowicie. Praca na pożyczonym komputerze nie jest niczym przyjemnym!


A w szufladzie biurka trzymam małe pudełeczko, które ocaliło moje zawodowe życie :) Dysk zewnętrzny to prawdziwe wybawienie. W miarę regularnie staram się „zrzucać” na niego najważniejsze dane i dzięki niemu awaria komputera nie była tak dotkliwa. Warto zaopatrzyć się w coś takiego.


Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wizyty oraz maile wysyłane podczas mojej nieobecności
( postaram się na nie szybko odpisać ) .

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...