niedziela, 28 czerwca 2009

Chałka


Po długiej przerwie wróciłam do Weekendowej Piekarni. Nie mogłam przejść obojętnie obok tego przepisu. Chałka na zakwasie już dawno za mną "chodziła".  Trochę się jej bałam, nie bardzo wiedziałam, jak wykonać skręty i zawijasy, ale na szczęście udało się. Chałka jest pyszna, niezbyt pracochłonna, jedynie jej pieczenie jest rozciągnięte w czasie. Ale dla takich efektów warto!

Przepis podaję za inicjatorką tego pieczenia, bez żadnych zmian.

Chałka na zakwasie czyli propozycja jej -Przepis pochodzi z książki Maggie Glezer „A Blessing of Bread”

Z podanych proporcji wyjdzie jedna około kilogramowa chała lub dwie półkilogramowe

Poprzedniego dnia wieczorem przygotowuje kwaśne ciasto:

-35g aktywnego pszennego zakwasu
(można wziąć 10 g żytniego i odświeżyć go rano 20g wody i 30g mąki pszennej chlebowej, jeszcze bardziej aktywny zakwas uzyskamy odświeżając go kilkukrotnie co 12 godzin, resztę zachowujemy do kolejnego wypieku, przechowujemy w lodówce i odświeżamy co tydzień oraz zawsze na 12 godzin przed kolejnym wypiekiem).
-80g ciepłej wody
-135g mąki pszennej chlebowej
W misce mieszamy wodę z zakwasem, a następnie wsypujemy mąkę. Dokładnie wyrabiamy na jednolite ciasto. Przykrywamy folią i dostawiamy na 8 do 12 godzin.
Następnego dnia przygotowujemy ciasto właściwe:
-60g ciepłej wody
-3 jajka i jedno do wysmarowania chałek
-8g soli
-55g oleju roślinnego lub roztopionego masła
-65g delikatnego miodu (akacjowego, lipowego, kwiatowego, ja dodam z rozmarynu) lub 60g cukru
-400g mąki pszennej chlebowej
-200g kwaśnego ciasta

W dużej misce ubijamy wodę, jajka, tłuszcz, miód i sól, a następnie wsypujemy stopniowo mąkę, całość mieszając drewnianą łyżką. Powstanie nam postrzępione ciasto. Dodajemy kwaśne ciasto i wszytko razem mieszamy. Wykładamy na stolnicę, w tym czasie ciasto się lepi do rąk, ale nie warto się tym przejmować. Na stolnicy oprószonej mąką wyrabiamy ciasto wilgotnymi dłońmi przez około 8-9 minut ( nie dłużej niż 10 minut). Ciasto powinno być zwarte o konsystencji ciastoliny. Miskę po cieście myjemy w gorącej wodzie, wycieramy do sucha i do takiej nagrzanej miski wkładamy ciasto, przykrywamy folią i odstawiamy do fermentacji na 2 godziny. W tym czasie ciasto może wcale nie urosnąć!

Po tym czasie wykładamy na omączoną stolnicę. Dzielimy na tyle części, ile planujemy zrobić chałek. Dalsze instrukcje dotyczą jednej chałki.
Ciasto wałkujemy. Dzielimy nożem na pół. I każdą część rolujemy. Następnie rolkę wałkujemy dłońmi tak by uzyskać długi, cieńszy na końcach wałeczek. Kazdy wałeczek składamy na pół i podwieszamy na patyczku, a następnie zaplatamy jedno ramię na drugie, aż do końca. Patyczkiem wykonujemy jeszcze kilka skrętów w przeciwnym kierunków. Kto kiedykolwiek kręcił się na sznurkowej huśtawce, wie o co chodzi. Z drugim wałeczkiem postępujemy tak samo. Oba wałki układamy na blasze lub w okrągłej formie wyłożonej pergaminem.
Zostawiamy do wyrastania na 5 godzin.
Piekarnik rozgrzewamy pod koniec wyrastania do 180 st. C. Przed pieczeniem chałki smarujemy jajkiem rozkłóconym ze szczyptą soli. Pieczemy 500g chałki 25-35 minut, większą 45 minut.

piątek, 26 czerwca 2009

Księga Gości




Zamawiając Księgę Gości zastanawiałam się, czy nie będzie to chybiony pomysł. Nie byłam pewna, czy goście będą chcieli się do niej wpisywać.  Jednak była to dla nich wielka atrakcja. Na początku, kiedy księga leżała na stoliku, wszyscy przyglądali się jej, trochę z ciekawością, ale też i ze strachem :) Ale po chwili pierwsi zaczęli się wpisywać i nagle kolejka się do niej zrobiła :) Z każdym z  gości zrobiliśmy sobie zdjęcia i wkleimy je pod ich dedykacjami.  A takie dedykacje pisane "na gorąco" są piękne, bo płynące prosto z serca. Oprócz tego w księdze jest miejsce na zdjęcia oraz pamiątki ślubu. Powoli sobie ją uzupełniam, mam przy tym wielką frajdę. 
Księga została zrobiona na zamówienie w jednym ze sklepów internetowych i jest utrzymana w tej samej stylistyce, co zaproszenia. One też były ozdobione lawendą . Kiedy je zamawiałam, byłam zauroczona lawendą, teraz zresztą też bardzo ją lubię. Mam nawet swój krzaczek :)

środa, 24 czerwca 2009

Drobiazgowo




Ostatnio wpadło mi w ręce kilka drobiazgów. Kupiłam je z myślą o kuchni, która ciągle w fazie ciężkich robót. Teraz czekam na pralkę do zabudowy, nawet nie wiedziałam, że takie zakupy sprawiają tyle radości :) Ale pralką będę się cieszyła jak już przyjedzie, narazie lepszy wróbel w garści, a w zasadzie konik :) Konika ceramicznego kupić musiałam, wybraliśmy się tylko do kina, ale jak już go zobaczyłam, to stwierdziłam, że taki mały drobiazg nie zaszkodzi :) Wszystkie z tych rzeczy kupowane były w różnych miejscach, ale poduszeczka na igły i anioł bardzo do siebie pasują. Snuję plany, że kiedyś spróbuję sama uszyć coś podobnego :) Narazie cieszę się tymi drobiazgami. 

wtorek, 23 czerwca 2009

Materiałowe wieszaki



Jeszcze porzadnej szafy na ubrania nie mam, ale wieszaki już kupiłam :) Zupełnym przypadkiem trafiłam na nie w hurtowni z kwiatami i byłam zaskoczona ich ceną, więc nie mogłam nie skorzystać z okazji. Kupiłam sześć sztuk, płacąc za wszystkie 12 zł. Są ładnie wykończone, a co naważniejsze praktyczne. W końcu moje bluzki i męża koszule nie będą miały odgniecionych wieszaków na sobie!

niedziela, 21 czerwca 2009

Różany wianek



Nigdy nie potrafiłam wyrzucać kwiatów, które dostawałam od ówczesnego narzeczonego, więc wszystkie suszyłam. Stały w wielkim wazonie, ale z czasem coraz mniej mi się podobały. A teraz, kiedy mam możliwość postawienia w domu świeżych kwiatów, postanowiłam coś zrobić z tymi suszonymi. Oczywiście nie potrafiłam ich wyrzucić, więc wymyśliłam, że zrobię z nich wianek. I oto co z tego pomysłu wyszło. Wianek ma zawieszkę i docelowo zawiśnie w kuchni, ale narazie mąż znów tam coś remontuje.
A w tle serweta, którą niedawno dostałam. Jest to piękna, duża, ręcznie robiona serweta z Koniakowa w kolorze ecru. Ofiarodawca chyba czytał mi w myślach, bo od jakiegoś czasu myślałam o czymś takim na stół i proszę!

środa, 17 czerwca 2009

Ptaszki




Te urocze ptaszki przyfrunęły do mnie w dniu ślubu. Ja i mąż otrzymaliśmy po jednym od dwóch koleżanek z pracy. Piękny i bardzo miły gest, bo taki tylko od nich. I z zaleceniem, żebyśmy gruchali ze sobą jak te gołąbki :) Bardzo mi się podobają, dlatego ciągle  zmieniam im miejsce, w zależności od dekoracji. Ale w końcu muszę im znaleźć jakiś spokojny kąt, żeby gniazdko wreszcie mogły uwić :)

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Delikatnie



Kolejny nagły zakup. Pod wpływem chwili. Nie mogłam oprzeć się tej konewce!
A na dodatek znalazłam ją w hurtowni, w której nigdy takich przedmiotów bym się nie spodziewała. Cena niewielka, więc długo się nie zastanawiałam.
A jak takie zakupy cieszą oczy! Teraz za każdym razem, kiedy przechodzę obok tej konewki, patrzę na nią i od razu spokój pojawia się dookoła...
Do parady kwiaty z ogrodu teściowej - śliczne, delikatne goździki.

piątek, 12 czerwca 2009

"A kiedy będziesz żoną moją ..."









No właśnie... Nadal nie przyzwyczaiłam się do słowa "żona" wypowiadanego przez mojego męża, nadal podpisuję się z przyzwyczajenia panieńskim nazwiskiem, ale życie po ślubie nabrało jeszcze piękniejszych barw.
Fotografowanie mojej sukni ślubnej sprawiło mi ogromną przyjemność. Chodzenie na przymiarki trochę mniej, ale efekt był tego wart. Już dawno temu wymyśliłam projekt sukni, ale właścicielka salonu radziła zmierzyć różne fasony. Niestety, żaden nie był dla mnie tym właściwym i uszyto mi suknię wymyśloną przeze mnie :) Moja suknia była pozbawiona koronek, falbanek i wszelkich ozdób, bo źle się w takich modelach czułam. A zmierzyłam ich naprawdę dużo. Stanęło na tym, że zdobił ją jedynie haft wokół dekoltu i fioletowa szarfa tworząca z tylu dwie wstęgi. Kolor szarfy nieprzypadkowy - dobrany do koloru butów. To dość nietypowy wybór, ale nie potrafiłam się przekonać do białego obuwia. Dłuuuuugo ich szukałam, ale na szczęście trafiłam na takie, które były realizacją moich marzeń. Na dodatek były bardzo wygodne, więc nie żałowałam wyboru. Do sukni było też białe, satynowe bolerko. Mimo że suknia była skromna, czułam się w niej wspaniale, wyjątkowo, a naważniejesze, że mój mąż był zachwycony końcowym efektem, bo zgodnie z tradycją nie widział jej przed ślubem :) A przy okazji przesądów: rano, w dniu ślubu padał deszcz, po południu świeciło słońce - to podobno dobry znak. A na dodatek dwa razy obcy ludzie, przechodnie złożyli nam życzenia :) Nie jestem przesądna, ale takie życzenia są bardzo przyjemne.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Na słodko z odrobiną goryczki





Ten post nie miał być w weselnym temacie. Chciałam po prostu pokazać prezent urodzinowy, który wczoraj dostał mój mąż. Ale pomyślałam, że trzeba dodać coś, co będzie cieszyło w tym poście oczy moje i wszystkich tu zaglądających, dlatego zamieściłam też zdjęcie naszego tortu weselnego. Był pyszny, delikatny z odrobiną alkoholu. A marcepan ... Mniam!
Ale wracając do właściwego tematu: przedstawiam te oto "koszmarki", jak pieszczotliwie nazwaliśmy z mężem koszyczek i gazetnik. I w związku z tym proszę Was o radę: co z nimi zrobić? Wyrzucić, oddać dalej nie bardzo możemy, bo będzie im przykro. Pies też nie chciał nawet tego pogryźć :) W ostatku rozpaczy wpadłam na pomysł, żeby je pobielić. Tylko co zrobić z tymi słomkowymi przeplatankami? Sama nie wiem, dlatego wszelkie sugestie mile widziane. Ratujcie :)

piątek, 5 czerwca 2009

Mój bukiet









Już dawno temu zamarzyłam o amarylisach w moim ślubnym bukiecie. Ale od marzenia do realizacji była dłuuuuga droga. Po wędrówce od kwiaciarni do kwiaciarni i samych odmowach znalazłam na szczęście kwiaciarkę, która te kwiaty "wyciągnęła spod ziemi". Zrobiła bukiet, o którym marzyłam i sprawił mi on wiele radości. Wykończyła go koralikami i tą samą satynową wstążką, która zdobiła moją suknię. Właśnie na jednym ze zdjęć widać mnie w tle :) Spodobało mi się bardzo to zdjęcie. Także bardzo lubię zdjęcie z dłońmi, tylko te żyły na mojej dłoni... Tragedia. Chyba to efekt stresu. Ale z drugiej strony myślę, że jest bardzo prawdziwe. 
Poza tym, bardzo wszystkim dziękuję za tyle serdecznych życzeń. Bardzo, bardzo się nimi ucieszyłam. Ładnie je wydrukuję i wkleję do księgi gości. Będę miała pamiątkę na całe życie. Pozdrawiam serdecznie. 

wtorek, 2 czerwca 2009

Dla pewnych aniołów ...





Od soboty jestem szczęśliwą żoną! Wszystko było piękne, nie zapomnę tych chwil do końca życia. Narazie w głowie szumi od ogromu wrażeń i nawet nie jestem w stanie składnie pisać, ale na pewno nadrobię te zaległości. Mam tyle rzeczy do sfotografowania,  że chyba z miesiąc będę miała co robić. Ale narazie zamieszczam zdjęcia prezentów, które otrzymali od nas rodzice, chrzestni i świadkowie. Zdążyłam je zrobić jeszcze zanim poszły w ich ręce. Chciałam, żeby dostali coś, co będzie specjalnie dla nich, z dedykacją od nas i pewna plastyczka spełniła nasze marzenia i pomysły wcieliła w życie. Dla każdej z tych osób przygotowała coś specjalnego. Wszyscy dostali anioły, bo nimi dla nas są.
A świadkowie, jako że są prywatnie parą, dostali osobne anioły, ale które też tworzą parę :) Mam nadzieję, że te osoby będą zawsze przy nas jako dobre duchy...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...