niedziela, 22 marca 2015

O szydełkowej chuście, kredensowym chaosie i odratowanym owsie.

Jak tylko wychodzi słońce, mam ochotę chwytać za aparat. Ostatnio polubiłam grzebanie w ustawieniach i nadziwić się nie mogę, jak długo byłam w tym temacie oporna. Na pierwszy rzut poszedł kredens wraz z całym majdanem. To chyba najbardziej „wystawkowe” miejsce w całym mieszkaniu. 


Cieszę się z tego rupiecia, bo jest bardzo pojemny: zmieścił nawet drukarkę, dvd, router i inne sprzętowe ustrojstwa. Jak mnie denerwował widok tego wszystkiego na wierzchu! Są mieszkania, gdzie to stanowi integralną część wystroju, a u nas od razu sprzęt „walił po oczach”. 


W koszyku zamiast włóczek są już bratki. Chciałam wystawić je na zewnątrz, ale po pięciu minutach gołębie wydziobywały owies, który z Adką tam sypnęłyśmy :) Odratowane resztki ładnie się wzbiły w górę, będzie dekoracja w sam raz na święta.



Zima za nami, a chusta dopiero teraz doczekała się zdjęcia. Poranki jeszcze nadal mroźne, więc jest ciągle w użyciu. Zrobiona z włóczki, która bardzo mi się spodobała wizualnie, ale praca z nią na początku nie była łatwa. To włochate coś ciągle się zaczepiało o szydełko i plątało, ale warto było się pomęczyć, bo chusta jest bardzo ciepła.


A ze sklepu spożywczego przyniosłyśmy też cebulki do posadzenia na szczypiorek. Pierwszy raz za takie się zabrałam i jestem ciekawa, czy w ogóle coś wyrośnie :) Po dwóch dniach są już korzonki, więc powinno być dobrze. 


 W domu Adka zadała fundamentalne pytanie: „Mamo, dlaczego wzięłaś białe?”. No tak, były jeszcze czerwone i żółte, ale … :) Małej, jak się okazało, też białe najbardziej się podobały :)




 Pozdrowienia!

wtorek, 17 marca 2015

Mini fotel.

Już, już myślałam, że meble w salonie to temat zamknięty, a jednak … :)
I co najśmieszniejsze, ten fotel wypatrzyła Adka.  
A było tak:
Zupełnym przypadkiem znaleźliśmy się w TK Maxx'ie. Ostatnio bardzo rzadko tam bywam, jakoś omijam wszelkie sklepy szerokim łukiem. Ale jak już tam trafiliśmy, to standardowo kierunek na dział domowy. Nagle Adka biegnie w kierunku mebli i wskakuje na mały fotel zachwycając się, jaki on piękny i jak będzie pasował do naszego „tronu” ( można go obejrzeć tu ).


 Jedno spojrzenie i odpadłam :)
Z duszą na ramieniu sięgałam po metkę z ceną :) Sporo przeceniony, więc był argument dla Męża :) Ada pędem po Tatę, a ja w głowie układam przemowę, żeby go przekonać.
„Żartujecie?” – usłyszałyśmy. 
Na szczęście jego mina mówiła wszystko i wiedziałam, że za pięć minut i tak wyniesie fotel ze sklepu. W końcu urok blondwłosej córeczki tatusia nie takie sprawy załatwiał :)


Fotelik jest uroczy. To taka miniaturka, która powoduje uśmiech u każdego i wszyscy chcą na nim siedzieć. Jest na dodatek leciutki, więc można go swobodnie przenosić, a „kropkę nad i” stawiają nietypowe nóżki. Uwielbiam przyglądać się Małej, kiedy mości się na nim ze swoimi pluszakami i kocykami. 


Przy okazji na zdjęciu ostatnia, zapomniana doniczka ze szczecińskiej giełdy. Kosztowała 2 złote i do teraz żałuję, że wzięłam tylko jedną. 
Natomiast koszyczek to też okazyjny zakup ( 11 zł to chyba dobra cena ? ) z myślą o zbliżających się świętach. Przeznaczony jest do sadzenia w nim roślin, ale tymczasowo są w nim włóczki. Odgrzebałam szydełko, bo zobaczyłam coś, co nie chciało mi wyjść z głowy. Spróbowałam, czy dam radę i nadziwić się nie mogę, jak szybko poszło ( ja chyba naprawdę mam traumę po szydełkowaniu pledu, hehe ).


Z  szydełkowymi wyrobami mam pewien plan. I mam plan, by to skończyć w weekend :) Jak się uda – będą fotki :)

Pozdrowienia!

czwartek, 12 marca 2015

„W marcu jak w garncu.”

Robiąc te zdjęcia myślałam o tym, jak to napiszę o pierwszych oznakach wiosny, kwiatkach, słonku i innych poprawiaczach nastroju. I to wszystko racja. Jednak dzisiejszy dzień kończy się dla mnie mocno nostalgicznie, dlatego napiszę tylko, że ostatnio u mnie tak, jak z pogodą: czasem słońce, czasem deszcz.


Jeden telefon przyprawił mnie o nerwowy rozstrój żołądka, drugi dał odwagę, by na głos powiedzieć o pewnym planie, o którym nigdy nawet nie śmiało się marzyć. Bo ja z tych, co boją się marzyć…
Kto pamięta jeszcze o noworocznych postanowieniach? Ze zdziwieniem zauważyłam, że jedno właściwie samo się realizuje. I dobrze mi z tym poczuciem sukcesu :)


A ten ceramiczny oszukaniec sam wpadł w ręce, bo z daleka udawał emaliowany kubek. Zwyklak bez znanej metki za grosze dał mi radochę na pół dnia przy robieniu tych zdjęć.

Pozdrowienia!

wtorek, 3 marca 2015

To się mogło udać?


Nawet nie wiem, co napisać! Po takiej dawce wsparcia zasłony wreszcie wymęczyłam. Nie chciałybyście widzieć mojej miny, kiedy je powiesiłam i zobaczyłam, że bez przewiązania szarfą wiszą smętnie dwie płachty :) Maszyna z powrotem na stół i szyłam te paski, bo jakbym to odłożyła na później, to miałabym po nocach koszmary. Ale są, wiszą i przypominają o mojej naiwności. Okazało się, że uszyć dwa prostokąty, to jednak jest filozofia. Po tej historii jestem krawiecko zaspokojona na dłuuugi czas :)


 Wam pozostawiam ocenę. Ja już ich nawet nie tknę, dopóki nie trzeba będzie prać. A u nas czas ten jest krótki za względu na dwa małe szkodniki: Adkę i Bohuna. Futrzak wie, jak działać pani na nerwy i układa się do snu w najdziwniejszych miejscach. Tym razem zapragnął pozagniatać zasłony :) A ja się tak cieszyłam, że mam w końcu takie do ziemi!


Mimo to fajne z niego psisko i wybaczam mu zawsze te wybryki, bo dobry z niego przyjaciel. 


To miejsce i tak będzie zajęte przez piękny mebelek, który przypadkiem właśnie kupiliśmy. Zrobię zdjęcia i pokażę, bo dawno się tak nie zachwyciłam. A myślałam, że salon więcej mebli już nie wchłonie :)


Pozdrowienia!

niedziela, 1 marca 2015

Miało być łatwo.


Wizja zasłon w głowie od dawna, materiał swoje odleżał, wiec rano wstałam i dopadła mnie myśl: „dziś albo nigdy”. Rozpoczęłam wraz z pierwszymi przebłyskami marcowego słońca i od razu pierwsza wtopa. No nic, sprułam nie zrażając się do dalszej pracy.


Zaczęłam ciąć kolejne kawałki: nijak nie pasuje z zaplanowanymi wymiarami. Nie pytajcie, jak przy zakupie mierzyłam i co wtedy sobie myślałam, bo … nie wiem. Miały być dwie szerokie zasłony, materiału starcza na dwie chudziny. Ale szyję dalej, bo jak nie skończę teraz, to tkanina zasili kosz z resztkami.


Z drobnymi przerwami dobijam do wieczora. Wiem już, że nie umiem prosto dociąć kawałków, zrobić porządnej zakładki i połączyć tkanin po właściwych stronach. Nie poddaję się, choć kolacja sama się jakoś nie zrobiła, a Adka próbowała jedynie wymoczyć się w wannie. 


I pomyśleć, że na tej maszynie ś.p. Teść uszył nawet namiot, a moja ś.p. Babcia była krawcową Mody Polskiej! Że też na mnie nawet kapka talentu krawieckiego nie spadła… Ciemna noc zastała mnie z tymi zasłonami, ale wiecie: jak kobieta się uprze … :)


 Oby było co pokazać w następnym wpisie :)

Pozdrowienia!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...