środa, 24 sierpnia 2011

Trochę dla Adki i trochę dla mnie



W ramach odskoczni od niedawno skończonego haftu XL postanowiłam zrobić odkładaną już od dawna kolejną rzecz - okładkę na notes dla Adki. Tym razem haftowanie to była czysta przyjemność - szybko i bez pomyłek. Wychodzi na to, że jestem efekciarą - chcę jak najszybciej zobaczyć efekt końcowy :) O ile z haftowaniem poszło gładko, to szycie okładki było bardzo wyboistą drogą. Kanwa już sama w sobie jest dość gruba, do tego warstwa ociepliny, by okładka była mięciutka i w efekcie końcowym dwie złamane igły w maszynie do szycia. Chylę czoła przed osobami szyjącymi! Nawet takie małe projekty pokazują mi, jak niewiele umiejętności w tej dziedzinie posiadam.
Okładka ukrywa zwykły notesik przeznaczony do zapisywania słowek Adki, która rozgadała się na dobre. Każdy dzień przynosi kolejne wyrazy. Np. ostatnio nieustannie trwa w fascynacji jarzębiną i ciągle chce zbierać "kulki".



Nie chcę stracić z pamięci tych słówek. Adka od chrzestnych dostała albumy na zapiski, które przez cały pierwszy rok prowadziłam. Niezwykłą przyjemnością jest teraz czytanie ich. Mam nadzieję, że tak samo będzie kiedyś z tym notesem.
Notesik był zwyczajny, więc dałam mu nową pierwszą stronę. W centrum umieściłam cytat, który przeczytałam u Penelopy, i który bardzo zapadł mi w pamięć.



Właśnie dotarła też fotoksiążka, w której pogrupowałam tematycznie zdjęcia z wakacyjnymi zajęciami Adki. To moja pierwsza taka zabawa, która wymaga bardzo dużo pracy przy komponowaniu całości, ale efekt jest tego wart. I pamiątka piękna.



A na koniec obiecane w tytule coś dla mnie, oczywiście kupione okazyjnie.
Napis nabyty z myślą o nowym wyglądzie przedpokoju, ale narazie znalazł miejsce w salonie.



I niezwykły w swym kształcie koszyk nawiązujący do tradycyjnych koszy wyplatanych wieki temu. Ma zdejmowane wieczko i otwór z przodu, dlatego w moim trzymam paczki chusteczek higienicznych. W domu alergika są wszędzie, a teraz mam je w jednym miejscu.


Pozdrawiam!

czwartek, 18 sierpnia 2011

Znów w kuchni



Kolejna rzecz na długiej liście kuchennych rzeczy do zrobienia gotowa. Tym razem są to dwie szuflady przypodłogowe pod piekarnikiem i szafką na zlew. Spodobało mi się bardzo to rozwiązanie, bo można wykorzystać zazwyczaj nieużywaną, a dużą ilość wolnego miejsca. A chyba w każdej kuchni taka przestrzeń szybko się zapełnia. U mnie na pewno :)



Szafki są wygodne w użyciu, lekko wysuwają się i mieszczą naprawdę sporo kuchennych drobiazgów. Wszystkie kuchenne szafki wykończyliśmy drewnianą listwą, taką samą jak blat.
A tak wyglądają po zamknięciu:



Ostatnio pisałam o wyprzedażach i znów udało mi się kupić coś ładnego. Tym razem są to kolejne miseczki do zapiekania pasujące do formy pokazywanej ostatnio. Są idealne do mini serniczków czy creme brulee.



W tym samym kolorze cudne kubeczki po 1,50 zł sztuka. Nie wiem, czemu kupiłam tylko dwa...



Na koniec komplet emaliowanych garnków. Nie dość, że gotowanie w nich jest zdrowsze, to jeszcze pasują kolorem do kuchni :)



A co najważniejsze: zamówiliśmy kafle do kuchni i łazienki. Trochę późno, ale los czasem komplikuje plany. Ale decyzja zapadła i pozostaje czekać na dostawę, mając nadzieję, że będą w rzeczywistości tak samo ładne, jak na zdjęciach.
Pozdrawiam!


piątek, 12 sierpnia 2011

Pele mele wersja druga i kartka



Dokładnie rok temu zrobiłam pokazywaną tutaj ramę. To była zmodyfikowana wersja pele mele. Odkąd zaczęłam urządzać mój scrapowy kącik, wymyśliłam sobie zrobienie takiego tutaj. Tym razem pokusiłam się na tradycyjną wersję, ale droga od pomysłu do efektu finalnego była długa.
Najpierw - w styczniu (!) - kupiłam korkową tablicę. Miałam tylko pomalować ramę na biało, ale ciągle robiłam coś innego. Tuż przed Wielkanocą dostałam od Dag-eSz norweską gazetkę wnętrzarską i tam właśnie zobaczyłam poniższą aranżację. Stąd właśnie pomysł na pele mele do kącika.W tym tygodniu zauważyłam zszywacz tapicerski Męża i w końcu obiłam tablicę najpierw ociepliną, a później tkaniną. Dzięki temu tablica jest miękka. Nawet udało mi się kupić pasujące kolorystycznie guziki i zygzakowatą tasiemkę. Cała praca zajęła mi jakieś pół godziny i zachodzę w głowę, dlaczego zabierałam się za to ponad pół roku?! Nie wiem, czy tylko ja mam takie tempo pracy...



A na dowód tego, że kącik nie tylko urządzam, ale i w nim coś tworzę, pokazuję kartkę urodzinową dla mojej Mamy. Kiedy spojrzałam na kartkę już po skończeniu pracy stwierdziłam, że przepis na nią był prosty: zamieścić wszystkie rodzaje wykrojników, jakie się posiada. Wyszło spontanicznie, ale prawdą jest to moje zamiłowanie do nich.



Bardzo lubię też przeszycia i embossing na gorąco. Ptaszek został nabłyszczony, co nawet udało mi się uchwycić na zdjęciu.


Pozdrawiam!

wtorek, 9 sierpnia 2011

Wyprzedażowe okazje


Odkąd mamy swoje własne cztery kąty, wyprzedaże ubraniowe nie robią na mnie dużego wrażenia. Owszem, ciekawych ubrań czy butów nigdy dość, ale prawdziwe emocje wywołują u mnie sklepy z wystrojem wnętrz. Czas okazji zakupowych właśnie trwa, więc pojawiły się nowe nabytki. Narzutę oglądałam już wiele miesięcy temu i bardzo mi się spodobała, chociaż jej cena była mniej urokliwa. Ostatnio, przypadkiem znów zajrzałam do Jyska. Nie jestem zbytnią fanką tego sklepu, ale szukałam koszyka, który kiedyś tam kupiłam. I proszę: przecena przeceny narzuty. Cena była tak niska, że wydawało mi się to pomyłką. Jednak kasjerka potwierdziła ową kwotę, więc do towarzystwa dobrałam poduszki i mam cały komplet.



Drugi okazyjny zakup to patera z ... marketu budowlanego :) Wpadłam tam na szybko po klej, a wyszłam dodatkowo z paterką, której zakup zawsze odkładałam ze względu na dość wysokie ceny. Nigdy bym nie przypuszczała, że można tam znaleźć takie przedmioty i to w tak okazyjnej kwocie.



Kiedy pogoda nie sprzyja spacerom, razem z Adką pieczemy. Mała siedzi na blacie i uwielbia przesypywanie wszelakich mąk, cukrów itp., mieszanie, wylewanie. Bałaganu przy tym multum, ale ile też frajdy :) Ostatnio wypróbowałyśmy ten przepis na muffinki cytrynowe i narazie trwam w uzależnieniu od nich. Zasmakują osobom lubiącym wilgotne, zdecydowane w smaku babeczki. Są pyszne!



Chciałam jeszcze podziękowac za tak miłe przyjęcie mojego haftu rocznicowego. Strasznie na niego ponarzekałam, ale muszę przyznać, że także cieszę się z efektu. Na pewno nie zaprzestanę haftowania, nawet teraz robię coś dla Adki, ale na pewno narazie zaprzestanę tak dużych projektów. Muszę odpocząć i zatęsknić za haftowaniem.

Pozdrawiam!



środa, 3 sierpnia 2011

Haft XL, czyli nigdy więcej !


Kilka razy prezentowałam już tutaj moje hafty, ale z pewnością doświadczoną hafciarką nie jestem. Moje haftowanie to czysta partyzantka: nie mam tych wszystkich akcesoriów, których używają zaprawione w boju hafciarki, a które na pewno pracę ułatwiają. Nigdy nie czułam potrzeby zaopatrywania się w nie, bo wiem, że haftowanie nałogowe to nie jest z pewnością moja pasja. Pociąga mnie jedynie w stronę jednobarwnych monogramów, ozdobników, raczej takich drobiazgów haftowanych. Nie kuszą mnie kolorowe obrazki, z wyjątkiem tych dla Adki, ale i tu wybieram raczej pastelowe barwy. Najbardziej kolorową rzeczą, jaką do tej pory popełniłam jest kalendarz adwentowy ( wciąż nieskończony ), ale i w nim jedna barwa jest dominantą.

Pewnego dnia zobaczyłam haftowaną ślubną metrykę, która ogromnie mi się spodobała. Długo się nie zastanawiałam i w pobliskiej pasmanterii zakupiłam kawałek bezimiennej kanwy, co się okazało dużym błędem... To było w styczniu, a moim planem było skończenie obrazka na rocznicę ślubu, czyli 30 maja. Niemałe znaczenie ma tu słowo "obrazka"! Jak się szybko okazało, prosty i niewielki w moim laickim przeświadczeniu schemat zaczął urastać do kolosalnych rozmiarów. Wieczory spędzane na haftowaniu, niezliczona ilość motków muliny, a końca nie było widać. Nie mówiąc już o licznych błędach i wypruwaniu krzyżyków, okraszonym wielką falą zdenerwowania. Nigdy wcześniej żadna praca nie kosztowała mnie tyle zaangażowania i nerwów. W okolicach marca wrzuciłam niedokończony haft do szuflady, wiedząc że na rocznicę i tak nie zdążę.


Jednak gryzły mnie wyrzuty sumienia, że zmarnuję tyle tkaniny i mulin. .. Zawzięłam się i skończyłam to moje "dzieło życia". Zawisło w salonie i przypomina mi o mojej głupocie. Tzn. w doborze haftu, nie męża :) A owego męża poprosiłam, by jeżeli kiedykolwiek przyjdzie mi podobny rozmiarowo haft do głowy, zdecydowanie wybił mi ten pomysł z głowy. Jak narazie jestem wyleczona z jakichkolwiek dużych projektów haftowanych. Nigdy więcej!



Kończąc tym publicznym zapewnieniem pozdrawiam serdecznie wszystkich tu zaglądających!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...