






Odkąd mamy swoje własne cztery kąty, wyprzedaże ubraniowe nie robią na mnie dużego wrażenia. Owszem, ciekawych ubrań czy butów nigdy dość, ale prawdziwe emocje wywołują u mnie sklepy z wystrojem wnętrz. Czas okazji zakupowych właśnie trwa, więc pojawiły się nowe nabytki. Narzutę oglądałam już wiele miesięcy temu i bardzo mi się spodobała, chociaż jej cena była mniej urokliwa. Ostatnio, przypadkiem znów zajrzałam do Jyska. Nie jestem zbytnią fanką tego sklepu, ale szukałam koszyka, który kiedyś tam kupiłam. I proszę: przecena przeceny narzuty. Cena była tak niska, że wydawało mi się to pomyłką. Jednak kasjerka potwierdziła ową kwotę, więc do towarzystwa dobrałam poduszki i mam cały komplet.
Drugi okazyjny zakup to patera z ... marketu budowlanego :) Wpadłam tam na szybko po klej, a wyszłam dodatkowo z paterką, której zakup zawsze odkładałam ze względu na dość wysokie ceny. Nigdy bym nie przypuszczała, że można tam znaleźć takie przedmioty i to w tak okazyjnej kwocie.
Kiedy pogoda nie sprzyja spacerom, razem z Adką pieczemy. Mała siedzi na blacie i uwielbia przesypywanie wszelakich mąk, cukrów itp., mieszanie, wylewanie. Bałaganu przy tym multum, ale ile też frajdy :) Ostatnio wypróbowałyśmy ten przepis na muffinki cytrynowe i narazie trwam w uzależnieniu od nich. Zasmakują osobom lubiącym wilgotne, zdecydowane w smaku babeczki. Są pyszne!
Chciałam jeszcze podziękowac za tak miłe przyjęcie mojego haftu rocznicowego. Strasznie na niego ponarzekałam, ale muszę przyznać, że także cieszę się z efektu. Na pewno nie zaprzestanę haftowania, nawet teraz robię coś dla Adki, ale na pewno narazie zaprzestanę tak dużych projektów. Muszę odpocząć i zatęsknić za haftowaniem.
Pozdrawiam!
Kilka razy prezentowałam już tutaj moje hafty, ale z pewnością doświadczoną hafciarką nie jestem. Moje haftowanie to czysta partyzantka: nie mam tych wszystkich akcesoriów, których używają zaprawione w boju hafciarki, a które na pewno pracę ułatwiają. Nigdy nie czułam potrzeby zaopatrywania się w nie, bo wiem, że haftowanie nałogowe to nie jest z pewnością moja pasja. Pociąga mnie jedynie w stronę jednobarwnych monogramów, ozdobników, raczej takich drobiazgów haftowanych. Nie kuszą mnie kolorowe obrazki, z wyjątkiem tych dla Adki, ale i tu wybieram raczej pastelowe barwy. Najbardziej kolorową rzeczą, jaką do tej pory popełniłam jest kalendarz adwentowy ( wciąż nieskończony ), ale i w nim jedna barwa jest dominantą.
Pewnego dnia zobaczyłam haftowaną ślubną metrykę, która ogromnie mi się spodobała. Długo się nie zastanawiałam i w pobliskiej pasmanterii zakupiłam kawałek bezimiennej kanwy, co się okazało dużym błędem... To było w styczniu, a moim planem było skończenie obrazka na rocznicę ślubu, czyli 30 maja. Niemałe znaczenie ma tu słowo "obrazka"! Jak się szybko okazało, prosty i niewielki w moim laickim przeświadczeniu schemat zaczął urastać do kolosalnych rozmiarów. Wieczory spędzane na haftowaniu, niezliczona ilość motków muliny, a końca nie było widać. Nie mówiąc już o licznych błędach i wypruwaniu krzyżyków, okraszonym wielką falą zdenerwowania. Nigdy wcześniej żadna praca nie kosztowała mnie tyle zaangażowania i nerwów. W okolicach marca wrzuciłam niedokończony haft do szuflady, wiedząc że na rocznicę i tak nie zdążę.
Jednak gryzły mnie wyrzuty sumienia, że zmarnuję tyle tkaniny i mulin. .. Zawzięłam się i skończyłam to moje "dzieło życia". Zawisło w salonie i przypomina mi o mojej głupocie. Tzn. w doborze haftu, nie męża :) A owego męża poprosiłam, by jeżeli kiedykolwiek przyjdzie mi podobny rozmiarowo haft do głowy, zdecydowanie wybił mi ten pomysł z głowy. Jak narazie jestem wyleczona z jakichkolwiek dużych projektów haftowanych. Nigdy więcej!
Kończąc tym publicznym zapewnieniem pozdrawiam serdecznie wszystkich tu zaglądających!