Dekoracji świątecznych u mnie w kartonach sporo. Każdego roku coś dochodzi
do tego zestawu, a że w tym roku potrzebne „miliony” na inne wydatki, to nie w
głowie mi takie zakupy. Dlatego też świecznik adwentowy to suma przypadków.
Taca – znaleziona w domu, słoiczki – po jakimś deserze, wstążeczka
– z drogerii, sztuczny śnieg – market budowlany, gałązki- własny ogród.
Stawiając gotowy stroik na stole, tłumaczyłam Adce istotę
adwentu. Tegoroczny będzie inny niż wszystkie, to czekanie jest dla mnie
wyjątkowo znaczące. I bardzo trudne. A ja nie umiem czekać, przecież chciałoby
się wszystko od razu, niecierpliwie, bez chwili zwłoki. Czas się tego zacząć uczyć,
na to nigdy za późno.
Właśnie do mnie dotarło, że to będą ostatnie święta w moim
mieszkaniu, że jeśli los będzie łaskawy, kolejne zobaczę już w domu. W tym roku
dom nie będzie świąteczny – będzie pobojowiskiem, którego fragment widać na
fotkach. Ale przecież czasem trzeba cos zniszczyć, by nadeszło nowe, lepsze.
Jest zrywanie boazerii, skuwanie podłóg, demontowanie
grzejników, chaos totalny. Sama jestem ciekawa, co z tego wyjdzie. Na razie
jest m. in. gruz w przyszłej łazience ;)
Pozdrowienia!
