Miało być lepiej?
Nie jest i nawet nie pytam, dlaczego…
Kołowrót zdarzeń szarga duszę i ciało, nie potrafię się nawet
zatrzymać, zastanowić.
Na niewiele zdarzeń mam wpływ, chyba ktoś zaczął decydować
za mnie, układać przewrotny plan, sprawdzian, zemstę?
Pamięcią sięgam wstecz, kilka dni, tygodni, miesięcy, wszystko takie samo.
Jedna infekcja goni drugą, leki, lekarze: to organizm się
buntuje – mówi rodzina i znajomi, nie zastanawiam się, przecież tyle spraw,
osób, zdarzeń już czeka.
Pobudki o 5.30 nagle przestały być wysiłkiem, z ulgą
otwieram oczy po kolejnej nocy pełnej pozornego snu przerywanego godzinami
spoglądania w sufit.
Poranne „kocham cię, mamusiu” uderza w serce niczym młot, wyciska
łzy zamiast rutynowej odpowiedzi „ja ciebie też”.
Samochód stał się idealnym kompanem w samotności, jazda zdecydowanie za szybka, chwila w korku i
nagle tytuł jednej z ulubionych piosenek „Locked out of heaven” nabiera znaczenia
gorzkiej prawdy o ostatnim czasie. Wysiadam pod domem, biegnąc po schodach
uzmysławiam sobie, ze nie zamknęłam samochodu, więc wracam, podnoszę kluczyki,
które przed chwilą wypadły z dłoni i nie potrafię sobie przypomnieć jak przejechałam
to ruchliwe skrzyżowanie. Ale nieważne, muszę zdążyć z Adką do
lekarza. To nic poważnego, chwila ulgi, idziemy na spacer, prawie wiosenne słońce
oślepia nas, a my śmiejemy się naprawdę głośno.
Praca absorbuje, kolejne pomysły kłębią się w głowie, a ja chcę
pozwolić wyjść im na wolność. Jest i satysfakcja, jakieś wywiady, gazety, zdjęcia,
kolejne plany, kolejne realizacje, niby cieszę się, ale jakoś płynę po tym, po
powierzchni. Bez ekscytacji, nieskrępowanej radości, a przecież angażuję się
jeszcze bardziej.
Ten koszmarny szósty zmysł, a za chwilę wiadomość o Mamie w
szpitalu. Próbuje mnie uspokoić, oszukać. Następnego dnia rano miałam zadzwonić,
ona nie odbiera. Z telefonem przy uchu zbieram się do pracy, nadal głuchy
sygnał. Skręcam na szpitalny parking, potykając się po schodach nawet nie hamuję
cisnących się na usta słów. Strach potęgowany poranną ciszą na oddziale chce
wyskoczyć wraz z sercem. Jedno spojrzenie przez otwarte drzwi, puste łóżko,
uderzenie gorąca i dudniące w uszach: „ja szukam Mamy”. Była w kaplicy na mszy,
a ja wypatrując jej w tłumie wychodzących łykam łzy. Pierwszy raz od dawna. W
samochodzie czuję się jak w kokonie, zagłuszam się muzyką albo wsłuchuję w
silnik wchodzący na wysokie obroty. Nagle droga do pracy jest za krótka, zbyt
mała dawka adrenaliny nie znieczula wystarczająco na nadchodzący dzień. A przecież
uśmiecham się, rozmawiam i coraz bardziej siebie nie rozumiem. Stoję pod
szpitalnym oknem z Adką, która bardzo chciała pomachać Babci. Widzę ich uśmiechy
i czuję potworny chłód. Obiecuję małej przyjście tu jutro i już nic nie wiem.
Jutro
też będzie dzień: samochód, dokumenty, komputer, szpitalne schody, ciepły kominek i
dławiący gardło żal.
A przecież w tym wirtualnym „tutaj” miało nie być osobiście,
sentymentalnie. No tak, miało nie być…
Jest za to rozpoczęty nowy kocyk dla Adki, nowy koszyk w
starym stylu i stare problemy. I nowe też będą. Ale jak na chwilę o mnie
zapomną, to obiecuję: nie będę tesknić.
Kochana jestes taka silna, że się wzruszyłam. Trzymaj sie!
OdpowiedzUsuńŻycie to jednak nie bajka, a blogowy świat to prawdziwi ludzie, którzy nie są zainteresowani tylko kolorowym obrazkiem. Jeżeli ten post przyniósł Ci choć odrobinę ulgi to pisz po prostu. Ja wirtualnie przekazuje Ci wsparcie. Dasz radę, złe minie, wytrzymaj i pamiętaj, że nie jesteś sama i ktoś o Tobie myśli. Ila z Mazowsza
OdpowiedzUsuńto my kobiety jesteśmy twarde i silne. życie bardzo nas doświadcza, a my po tym wszystkim potrafimy podnieść się jak feniks z popiołu. śle moc, trzymaj się.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się!!! Wirtualne przesyłam uściski.
OdpowiedzUsuńA mamie życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
Pozdrawiam
Miało nie być osobiście, ale to dobrze, że jest. Jesteś silną kobietą i pięknie, poruszająco piszesz. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńRozumiem... miewam takie momenty ale będzie dobrze musi być, zawsze jest :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPieknie napisane... Pamiętaj w tym wszystkim także o sobie - masz Adkę, dla której jesteś wsparciem i barometrem tego, co się dzieje w otaczającym Was świecie. Mamie też jesteś potrzebna wypoczęta, uśmiechnięta, ale nie jesteś nadczłowiekiem! Wiem, jakie to trudne - przerobiłam ze śp. Przyjaciółką rok temu...
OdpowiedzUsuńsił i wytrwałości.... po burzy ZAWSZE wychodzi słońce :*
OdpowiedzUsuńTulę :( są chwile, które przerastają nas samych, strach o bliskich, kruchość życia.... mój Tata zmarł tak nagle 15 stycznia ... jak wspominam tamte chwile mam aż ciary....
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło
Tak bardzo Cię rozumiem...Trzymaj się. Musisz być silna dla mamy i córeczki :)
OdpowiedzUsuń"przytul w ten czas nieludzki
OdpowiedzUsuńswe ucho do poduszki
bo to co nas spotyka
przychodzi spoza nas"
ks. J. Twardowski
Był czas, kiedy wypisałam sobie ten cytat na kartce i postawiłam koło łóżka. Te słowa w jakimś stopniu zdjęły ze mnie pewną odpowiedzialność, którą sama na siebie podświadomie nałożyłam. Nie wszystko możemy, nie wszystko damy radę zmienić. Niektóre okresy w życiu możemy chyba tylko mądrze przeczekać. Dbaj o siebie! M.
Zwykle mam tyle do powiedzenia a dziś brakuje mi słów...płyną łzy i dusi w gardle...Tak bardzo bym chciała Cię przytulić i powiedzieć,że wszystko będzie dobrze...że wkrótce wyjdzie słońce,jak po każdej burzy...Niesamowite ile człowiek ma w sobie siły,woli walki...
OdpowiedzUsuńŻyczę by wszystko co złe,co boli,poszło w zapomnienie i rozpostarło się błękitne niebo radości i szczęścia...Uzmysłowiłaś mi jaką jestem szczęściarą...DZIĘKUJĘ!
Przygniótł mnie ten post. Przygniótł, że kogoś tak przytłacza. Machina się nakręca i pędzi, a Ty nie masz jak nią sterować. Wysiądź, wysiądź chociaż na jeden dzień, bo się wykończysz kobieto. Ślę pozytywną energię.
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno !!!!
OdpowiedzUsuńŁzy popłynęły mi po twarzy, bo znam te uczucia, wróciły, przypomniały trudne chwile... Tak bardzo Cie rozumiem i nie mam nic na pocieszenia.. może tylko to że trzeba to przeżyć, że przychodzą też dobre piękne chwile, że zaczyna świecić słońce. Musisz znaleźć w sobie siłę i odwagę bo jesteśmy silne, tam w środku, musimy być dla swoich bliskich. Życzę Ci z całego serca ukojenia, wsparcia i jak najszybszego nadejścia tych dobrych dni. Powrotu zdolności cieszenia sie każdym dniem, budzenia sie z uśmiechem.
OdpowiedzUsuńno właśnie. uspokojenia życzę - we wszystkich i wszystkich...
OdpowiedzUsuńWraz z wiosną rozkwitnie nowe życie, mam nadzieję, że Tobie przyniesie ona dobre wieści, że zaświeci słońce:) Trzymaj się cieplutko, doskonale rozumiem, sama kilka lat temu przechodziłam dokładnie to samo:) Buziaczki
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię doskonale prawie dwa lata temu miałam podobny wir.... ciężko jest pogodzić tysiące myśli, radość i smutek, lęk i niepewność, pustkę, ale mimo wszystko trzeba żyć dalej.
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno i życzę siły, trzymaj się!
Przesyłam pozytywne myśli i życzę Ci, aby ten zły czas minął i ustąpił miejsca dobrym dniom. Odetchnij.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dla nas początek roku był też fatalny,wszystko na raz i z każdej strony,ale wiesz co? Wszystko zaczyna się prostować....Wierzysz w Boga? Jeżeli tak,to Jemu powierz wszystkie swoje troski,tak zwyczajnie po ludzku powiedz,że czaem nie masz już sił....żeby to sama dźwigać...,że byłabyś wdzięczna za pomoc;))trzymaj się.
OdpowiedzUsuńWitam, Myślę, wierze w to głęboko, że dasz rady. Człowiek potrfi bardzo duzo znieść. I choć sił już brakuje, wciąz ma ukryte pokłady swojej mocy i siły. Wiem o czym piszę bo walczyliśmy o życie taty kilka misięcy... Niestety oszedł... Pozdrawiam i życze dużop sił i wytrwałości...
OdpowiedzUsuńu mnie poranek...a u Ciebie? bardzo mnie Twoja szczerość wzruszyła i zadziwiła...zastanawiam się, czy Ty jesteś z tym wszystkim sama?
OdpowiedzUsuńPrzykro, że nosisz taki garb w postaci własnych ciężkich myśli...widzisz ja tamten rok też miałam ciężki...gdyby nie pozytywny tok myślenia i napędzanie się pozytywną energią nie dałabym rady...
przepraszam, że tak osobiście do Ciebie się zwracam i może myślisz, że nie wiem o czym mówię, ale tak jest zatrzymaj się na chwilę, masz dziecko i dla Kogo masz żyć, a pośpiech i marazm może wywołać bardzo złe skutki...przyjdź do domu i nabieraj dużo sił...nie staraj się rozpamiętywać i szukać dookoła zła...głowa do góry i na pewno chociaż w połowie wszystko będzie ok...a Mama na pewno potrzebuje Córki szczęśliwej i przynoszącej jej uśmiech codziennie...pozostaw wszystko swojemu losowi, nie zawrócisz własnej drogi...
Dziękuję, że Jesteś i mam nadzieję, że wszystko poukłada się dla Ciebie pomyślnie...
Dbaj o siebie, bo masz dla Kogo żyć!!!
Pozdrawiam Aga z Różanej...
Wysyłam dobre myśli i mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.
OdpowiedzUsuńŻyczę siły, wytrwałości i mimo wszystko pozytywnego myślenia. Ono bardzo pomaga, choc czasem bardzo o nie trudno.
Tulę mocno
płacz ile chcesz, smuc sie to jest twoje prawo tak jest i bedzie ..,bo to przeciez TWOJA MAMA TA NAJUKOCHANSZA TA CZARODZIEJSKA WROZKA....co innego mam powiedziec
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem, też bardzo często miewam takie chwile i czasami wydaje mi się, że już dłużej tak nie dam rady. Kobiety są silne! Trzymam kciuki. Wiedz, że nie jesteś sama i naprawdę warto czasami wyrzucić z siebie takie słowa. Buziaki!
OdpowiedzUsuń