Nazwa mojego bloga nie jest przypadkowa. Marzycielką byłam
od dziecka i w tej kwestii nic do dzisiaj się nie zmieniło. W mojej głowie roi
się od marzeń tych wielkich, wręcz nierealnych, jak i takich zupełnie
przyziemnych. Wiele moich marzeń się spełniło, jednak wiem, że trzeba czasem
pomóc losowi. Podobno wypowiedziane we właściwym momencie na głos życzenie spełni
się… Ja mam to szczęście, że mam swojego osobistego specjalistę od spełniania
moich marzeń. Nikt inny jak mój Mąż nie potrafi mnie tak uważnie słuchać i wychwytywać
z potoku mojej paplaniny szczegóły moich planów, pragnień. Prezenty od
niego są zawsze trafione i nieważne, czy sprezentował mi słodycze, nowy
wykrojnik czy książkę…
![]() |
Piękna okładka na samej górze skrywa mój prezent. |
Ten mój czarodziej musiał obserwować moją cichą fascynację czytnikami
ebooków i taki właśnie prezent dostałam z okazji urodzin! Rzeczywistość
przerosła moje marzenia, bo o takim cudzie, to ja nawet nie marzyłam. W moich
rękach znalazł się najnowszy model „kindelka”, który musiał pokonać do mnie
międzykontynentalną trasę, przerwaną nawet atakiem huraganu. Kilka osób przyczyniło
się do tego, by ten mój prezent do mnie trafił i zawsze uśmiecham się na myśl o
tej przygodzie.
Największą zaleta mojego modelu jest podświetlany ekran i
dzięki temu mogę czytać w łóżku bez konieczności zapalania lampki. Ekran w
dotyku bardzo przypomina kartkę i nie męczy wzroku. Ja jestem w moim prezencie
zakochana i stale mam go przy sobie. Chociaż musze się nim dzielić, bo swoją
książeczkę w elektronicznej wersji ma nawet Adka i razem czytamy sobie
historyjki o zwierzątkach, których jest ona wielką fanką.
Na dodatek czytnik wyposażony jest w wi-fi, więc i
na bloga mogę czasem zerknąć :)
A czy przestanę kupować tradycyjne, papierowe książki?
Na pewno - nie. Czytam bardzo dużo z racji wykonywanego
zawodu, ale przede wszystkim z fascynacji książkami. Są moimi towarzyszami od
najmłodszych lat i czytnik jest pewnym ułatwieniem w organizacji przestrzeni życiowej.
W naszym mieszkaniu książki są wszędzie, a ja nie potrafię rozstać się z
żadną, więc powoli zaczyna brakować miejsca. Kindle przechowa w swojej pamięci
te, których jestem ciekawa, ale które niekonieczne muszą fizycznie zaistnieć na
naszych półkach. A pewne tytuły i tak kupię w namacalnej wersji, bo kontakt z
książką, zapach i szelest kartek nie są do zastąpienia.
A żeby nie być gołosłowną – to ostatnie nabytki. Album o
fotografowaniu – bo obiecałam sobie zacząć bardziej świadomie robić zdjęcia, a
nie tak jak do tej pory„na oko”. Sophie Dahl – bo blogowa reklama, piękne kadry i promocja w Empiku zachęciły do zakupu. Husaria – bo A. lubi te klimaty,
a „Książka twarzy” – to ubiegłoroczna laureatka nagrody Nike i mój „must have”
każdego roku.
![]() |
Tej ostatniej jestem szczególnie ciekawa, bo w dobie „fejsbókowego”
szaleństwa jej myśl przewodnia jest bardzo intrygująca.
A żeby blog nadal pozostał w klimacie wnętrzarsko – domowym wrzucam
dwa zdjęcia przypadkowych nabytków. Pierwszy to piękna klasyczna misa ( naprawdę
duża ) zakupiona w moim ulubionym pod tym względem markecie budowlanym za 6
złotych. A drugi to miseczki z dyskontu w delikatnych barwach – też w okazyjnej
cenie ( jakieś 3-4 zł ).
I już zupełnie kończąc – moje ulubione zdjęcie ostatniego
tygodnia. Wspominałam, jak bardzo Adka zakochana jest w zwierzętach i w końcu
renifery z opowieści o Mikołaju ukazały się jej oczom. Stały się hitem wyprawy
do Krainy Świętego Mikołaja i żaden tam Mikołaj, bohaterowie z bajek, miliony
migoczących światełek nie wywarły na niej takiego wrażenia, jak właściciele tych
przemiłych pyszczków.
Zresztą, dla
mnie to też było pierwsze spotkanie z reniferami i sama nie mogłam się z nimi
rozstać.
Te mroźne klimaty u mnie nadal na całego, więc pozdrawiam
gorąco!
