sobota, 16 listopada 2013

Relacja z frontu robót

Tym razem wpis będzie typowo roboczy. Oto sprawozdanie ze zmian, jakie miały miejsce w ostatnim tygodniu. Nie mamy zbyt wiele czasu i nie możemy poświęcić się w 100% tej ścianie, ale troszkę się prace posunęły do przodu. Najpierw odsłoniliśmy taki kawałek ściany:


Pokazały się otwory do przewodów kominowych, jednak zaczęliśmy rozpracowywać przyszłe ustawienie mebli i zapadła decyzja o powiększeniu ściany z cegieł.


W ten sposób ukazała się w pełnej krasie pionowa belka i teraz ten fragment wygląda o wiele lepiej.


Z drugiej strony też powiększyliśmy rozbiórkę i tak, jak podejrzewaliśmy, pojawił się jeszcze jeden otwór kominowy. Wykorzystamy właśnie ten najbardziej skrajny, z lewej strony.Cegły są wstępnie oczyszczone, ale jeszcze sporo pracy zostało. Pył przy ich czyszczeniu to jakiś czerwony koszmar! Wokół ściany rozwiesiliśmy kurtynę z folii i troszkę to pomaga w opanowaniu tego chaosu, ale sprzątania będzie na następny miesiąc :)


Dostaję też od Was wiele maili z pytaniem o blat dębowy i jego renowację, więc na szybko przygotowałam kilka fotek. Wasze pytania skłoniły mnie do przyjrzenia się ofercie blatów z Ikei i okazało się, że ten mój nie jest już dostępny w sprzedaży. Mój blat jest z litego drewna dębowego, a teraz w sprzedaży są blaty tylko z wierzchnią warstwą drewna. Nie wypowiem się na ich temat, bo nie wiem, czy sprawują się tak samo, jak mój. 


Ostatnio blat przeszedł szlifowanie i olejowanie. Pojawiła się na nim m.in. taka plama po mokrym słoiku zostawionym na noc. Wystarczyło blat przeszlifować i po kłopocie i- to dla mnie jego główna zaleta.


Do olejowania używamy środka z Ikei. U nas się sprawdza, ale nie mam porówniania, czy są lepsze, bo innego nie używałam.


Pracę bardzo usprawniło nam to urządzenie, które wykorzystujemy na wiele sposobów. Kupiliśmy je używane za grosze na Allegro i dotąd nie zawodzi, a oszczędza czas i siły :)


Można podłączyć je do odkurzacza, by zmniejszyć ilość pyłu. Ma też możliwość instalowania różnych końcówek i teraz czyścimy nim cegły. 
Tak wygląda blat po szlifowaniu – sporo na nim pyłu. Następnie olejujemy go i tyle. Mamy spokój na kolejne pół roku. 


Dziękuję Wam za wizyty i komentarze. 
Znikam walczyć ze ścianą i pyłem!
Pozdrawiam gorąco!


sobota, 9 listopada 2013

Malowanie drzwi zakończone!

Doczekałam się! 
Drzwi przemalowane, wszystkie na swoich miejscach. W końcu przedpokój wygląda tak, jak sobie zamarzyłam. Problemu nie byłoby, gdybym sama te drzwi kupowała, bo wybrałabym białe, ale takie w tym mieszkaniu zastaliśmy. Były nowiutkie, nikt ich nie używał i szkoda było je wyrzucać tylko dlatego, że kolor był… okropny. Nie mieliśmy na łóżko, zlew, wannę itp. więc nie wybrzydzaliśmy z kolorem i cieszyliśmy się, że drzwi w ogóle są :) 



Głównymi bohaterkami dzisiejszego wpisu są drzwi, jednak przedpokój siłą rzeczy też się załapał. Bardzo trudne w zagospodarowaniu to pomieszczenie, bo jest długą i wąską klitką. Nie ma tu miejsca na typową szafę, więc jest witryna.


 Dechy na ścianie mają już ponad rok i bardzo jestem z nich zadowolona, bo są o niebo łatwiejsze w utrzymaniu niż pomalowana ściana.


Rzut oka na drugą stronę:


Na wieszaku moje dwie ulubione torebki i chusta, która tak mi się spodobała, że nie schodzi z mojej szyi. Różowy cadillac to jest to!


Przedpokój jest niewielki, ale upchnięto na nim czworo drzwi. Te poniżej prowadzą do łazienki. Jedynie drzwi wejściowe nie pasują tu kolorystycznie, ale to cięższy kaliber, bo nie są z drewna. Nie wiem, czy kiedyś zdecydujemy się na malowanie…


Jedną z największych zalet tej metamorfozy drzwi jest to, że w końcu widać klamki. Są mosiężne i pięknie się starzeją. Naturalnie się przecierają i to dodaje im uroku.


Tak wyglądały drzwi przed malowaniem. Już nawet tego koloru nie skomentuję :)


Na koniec pokażę, jak spędzamy sobotnie popołudnie: 


Mąż zrobił mi niespodziankę i zaczął wcielać w życie marzenie o ceglanej ścianie i „kozie” w salonie. Wszystko zaplanował w tajemnicy i wydało się dopiero, gdy po powrocie do domu natknęłam się na kominiarzy szukających u nas wolnych kominów :) Także koszmar przedświąteczny w pełni: znów mamy remont :)


Właśnie dziś, kiedy ja robiłam zdjęcia pomalowanych drzwi, za nimi trwał pogrom. Ściana kurzu spowiła salon i na nic zdały się folie na meblach. Kurz był   WSZĘDZIE! Dopiero skończyłam sprzątanie, także ta relacja jest „na gorąco”. Jednak już pokazały się cegły! W wyobraźni widzę tegoroczną choinkę na ich tle :)

Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję także za tyyyyyle komentarzy i maili dotyczących kuchni
Tak rekordowa ilość mnie zszokowała! 
Dzięki, dzięki, dzięki!!!

sobota, 2 listopada 2013

Zapraszam do kuchni.

Ostatnio zdałam sobie sprawę, że nadal nie pokazałam kuchni, więc dzisiejszy wpis będzie typowo kuchenny.


Do kuchni wchodzi się przez jadalnię i jest ona otwarta na to pomieszczenie, więc zyskaliśmy trochę przestrzeni i więcej światła. W miejscu witrynek stanowiących granicę obu pomieszczeń była ściana. Na dodatek w kuchni nie było okna, było tam ciemno i ponuro. Znalazłam zdjęcia zrobione 4 lata temu, kiedy powoli zabieraliśmy się za remont. Na fotkach widnieją poszczególne etapy odkrywania tej ściany. Tak wyglądało to wcześniej:


Poprzedni właściciel mieszkania rozpoczął remont, którego nigdy nie skończył, bo w ogóle w tym mieszkaniu nie zamieszkał. Jednak zdołał pieczołowicie zabudować ścianę płytami kartonowo-gipsowymi. Po ich usunięciu ukazały się belki, których się spodziewaliśmy, nie wiedzieliśmy tylko, w jakim będą stanie.


Poprosiliśmy o konsultację architekta i za jego zgodą wyjęliśmy prawie wszystkie cegły i usunęliśmy fragment belek.


Po tych ciężkich robotach przyszedł czas na dłubaninę. Trzeba było doprowadzić do ładu belki. Gruntownie je oczyściliśmy, bo były oblepione wszystkim, co się dało.
 Jakimś cudem udało się zmieścić ikeowskie witrynki w szczeliny między belkami. Problemem była różnica poziomów pomiędzy pomieszczeniami, bo do kuchni prowadzi niewielki stopień.  Do teraz nie wiem, jak mój Mąż sobie z tym  remontem poradził, a wszystko zrobił sam! Zawodowo w ogóle się takimi sprawami nie zajmuje, chociaż politechniczne wykształcenie pewnie mu w tym trochę pomogło :) Mężu – duma jestem baaardzo!
Tak dzisiaj prezentuje się ten kącik:


Ale wróćmy do kuchni. Baza to klasyka, czyli oklepany STAT. Ja pokochałam te meble od pierwszego wejrzenia i po tylu latach użytkowania wiem, że nie zamieniłabym ich na inne. Zdają egzamin w kuchni, w której się gotuje i piecze, hehe. I to intensywnie. Blat jest dębowy i też jestem z niego w 100% zadowolona.
 Do tego ceramiczny zlew i piekarnik Smeg, do którego zakupu musiałam dłuuuuugo przekonywać Męża, ale teraz i On go docenił.
 Długo myślałam nad kaflami. Jakoś chciałam przełamać tę białą plamę kolorystyczną i trafiłam na hiszpańską mozaikę. Od razu się w niej zakochałam i zamówiłam w ciemno na podstawie zdjęcia ze strony sklepu. Trochę obaw było, ale w rzeczywistości kafelki prezentowały się jeszcze lepiej. Nie wyglądają idealnie, są w postarzanym klimacie i do tego uzupełnieniem jest fuga przypominająca szorstki cement.

Jeszcze jedno zdjęcie się znalazło, a na nim ciekawostka: w kuchni mamy małe okienko tuż przy podłodze. Niestety, zostało zasłonięte przez szafkę, ale odkąd jest z nami Adka się z tego cieszę, bo miałam w związku z nim katastroficzne wizje. Czasami dostaję od Was pytania o te meble z Ikei. Jeśli chodzi o montaż – nie musicie się ich bać i poradzi sobie z tym nawet laik. W naszym przypadku utrudniały sprawę krzywe ściany, skos, wspominane belki, a udało się bez większych problemów. Jedynie blat docinał stolarz, bo tak grube i duże powierzchnie wymagają już specjalistycznego sprzętu.


Reszta to już moja przyjemność, czyli dekorowanie. Przedmioty zbierane latami teraz w końcu mają swoje miejsce. Bardzo chwalę sobie tę obrotową tacę – niby drobiazg, a bardzo ułatwia sprawę.


A kilka dni temu trafiłam na niedrogi ceramiczny czajnik i od razu go przygarnęłam. Nie mogłam inaczej:) 


Drobiazgi do kuchni kompletuję powoli. Ostatnio dostałam od Mamy butelkę upolowaną na giełdzie staroci.


 A tu druga strona kuchni. I pomyśleć, że tu miała być ściana…


Dzięki jej usunięciu mogłam w przestrzeni między belkami powiesić tzw. zielnik – wieszak, na którym przechowuję wiele drobiazgów, które lubię mieć w kuchni pod ręką. 


Tak w skrócie prezentuje się moja kuchnia. Tradycyjna, klasyczna. Jakoś jestem odporna na wszelkie trendy panujące w urządzaniu wnętrz: nie dla mnie black&white, styl marokański czy industrialny. Owszem, podobają mi się szalenie wszelkie zdjęcia je prezentujące, ale ja w takich wnętrzach nie potrafiłabym się odnaleźć. Marzyła mi się kuchnia funkcjonalna i ciepła. Taka domowa, po prostu. My się w niej dobrze czujemy i chyba o to chodziło :)
Ciekawa jestem Waszych opinii :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za każdy komentarz, który tu zostawiacie!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...