poniedziałek, 31 grudnia 2018

Na zakończenie


Kończąc ten rok chciałam jeszcze zdążyć z ostatnim wpisem, aby zamknąć go i zostawić za sobą. Chyba nie umiałabym zrobić podsumowania, trochę był dobry, trochę zły, jak to w życiu się przeplata. 
Faktem jest, że grudniowych wpisów miało być więcej, jednak nie wszystko poukładało się po mojej myśli. Wystarczy wspomnieć, że jak tylko nadeszły wolne dni przed Świętami, ja dopełniłam tradycji i ... się rozchorowałam. Już wszyscy żartowali, że tym razem też będę chora, ale przysięgam! - myślałam, że tym razem nastąpi chlubny wyjątek. 
Jednak NIE! Infekcje górą. Chociaż i tak jestem wdzięczna, że nie było aż takich ekscesów jak Wielkanocą. Tym razem zapalenie płuc mnie ominęło i już w miarę zdrowa wkraczam w Nowy Rok. 


Czy będą postanowienia? Sama nie wiem :) Marzy mi się odświeżenie bloga, powrót do tego wirtualnego świata, który dawał mi wiele radochy. Czasem aż szkoda mi było tego, że nie pokazuję zmian w domu, ale nic się nie składało. Czasu nagle zrobiło się jeszcze mniej ( już nawet nie wiem, jakim cudem ), a ja nie umiałam się pozbierać. Hamowało mnie też podświadome przeświadczenie, że nie piszę dla siebie. Swoistym szokiem było uświadomienie sobie po publikacji zdjęć w gazecie, że ktoś to jednak czyta :))))) Niby człowiek wie, że puszcza słowa i obrazy w świat, a jednak jakoś to nie docierało. Teraz dotarło i jakby zaczęłam się wstydzić, hehe. Pewnie nie jestem w tym sama, ale widać musiałam się długo z samą sobą boksować, żeby się przełamać. 
A skoro już jestem, to wrzucam kilka spóźnionych ujęć w tematyce świątecznej. Przede wszystkim choinka w holu. To moje spełnione marzenie. Jeszcze przed przeprowadzką było na szczycie mojej listy do zrealizowania. Drzewo na pniu jest samoróbką - sztuczna choinka została wkręcona w prawdziwy pień po zeszłorocznym drzewku. Zbyt wiele tego drzewka nie widać, trzeba uwierzyć na słowo, że kryje się pod tym gąszczem ozdób. Zdecydowanie minimalizm nie wyszedł mi i Adce. A z zasadzie jej, bo to ona zajęła się dekoracją. Medal dla tego, kto przekonałby ją, że jedna ozdoba na jednej gałązce to wystarczająca ilość :) 


 Choinka w wersji na bogato, druga w salonie raczej też, więc zrobiłam sobie tylko moją dekorację w zdecydowanie skromniejszym wydaniu. We wnęce na piętrze powiesiłam gałąź obłożoną resztkami gałązek choinkowych i dodałam szydełkowe ozdoby, które ostatnio robiłam podczas wieczorów z serialami. Właśnie za to lubię zimę - jest czas i sprzyjająca atmosfera do takich przyjemności. Sama się sobie dziwię, że ogarnęłam szydełkowanie po 3 latach przerwy. Kocham tutoriale na YT ;) 



 Chyba się zbytnio rozpisałam, hehe. Niby miałam tylko wrzucić zdjęcia, a wyszło jak zwykle. A jeszcze w planach przegląd ulubionych blogów, których tak dawno nie odwiedzałam. Dziękuję wszystkim za odwiedziny i komentarze, a jednocześnie przepraszam, że na nie nie odpisałam. Coś się "zepsuło" i się nie dało. 
Do zobaczenia w przyszłym roku!

sobota, 8 grudnia 2018

Kolejne podejście!


Rano wstałam z myślą, że dziś jest TEN dzień. Siadam i odkopuję bloga. Mocne postanowienie, gorzej z wykonaniem, bo a to hasło nie wchodziło, a to nie umiałam zdjęć znaleźć i tak zeszło do wieczora. Siedzę i myślę, od czego by zacząć i po prostu wrzuciłam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Zatem koza debiutuje na blogu po przerwie. 



Od razu przyznam, że nie jest to najnowszy nabytek domowy, zdjęcie ciut niżej z piwoniami skutecznie demaskuje czas pojawienia się kozy. Jednak skoro to sezon zimowy, to uznajmy, że wpasowała się tematycznie. 
Tak dogłębnie przeszukałam zdjęcia, że nawet znalazłam archiwalne już ujęcia.  W tym miejscu wcześniej ani kozy, ani kominka nie było. W czasie remontu stanął tu piecyk z odzysku i jego pojawienie się było czysto praktyczne: roboty trwały, zima w pełni, a grzejniki już były zdemontowane. Tak przyzwyczaiłam się do klimatu, jaki dawał ten piecyk, że nie wyobrażałam sobie tego miejsca w innym wydaniu. Cegły zostały odsłonięte już z powodu planowanej kozy, były tam od zawsze ukryte, trzeba było je jedyne wyczyścić i przemalować.



Tak, przemalować, hehe. Widok ceglanej ściany w mieszkaniu w kamienicy tak bardzo mi się opatrzył, że nie potrafiłam się do niej przyzwyczaić i w końcu zostały one tu, w domu, pobielone. Nie żałuję, ten kąt wpasował się w klimat całego domu idealnie. 



Jeszcze słówko o samej kozie: to Jotul, identyczny model, który bez zarzutu spisywał się w kamienicy. Chyba nigdy nie kupiłam czegoś ponownie, ale Jotule nie mają sobie równych, więc nie było sensu szukać zamiennika. Jedyna różnica to rura, która tym zatem została celowo pozostawiona "na widoku". Ta wersja zdecydowanie bardziej mi się podoba. 


 I tym sposobem dotarłam do końca wpisu. Nawet nie spodziewałam się, że pójdzie tak szybko i sprawnie. Chociaż przyznaję, w natłoku myśli nie napisałam nic o tym, co działo się w czasie tej przerwy, ale to temat na kolejne odsłony. Z wielką nadzieję planuję kolejne wpisy i przyznam, że ta dzisiejsza pisanina sprawiła mi niemałą frajdę. Oby wystarczyło sił, czasu i zapału, bo ten wirtualny pamiętnik ma swój urok. 
To do następnego!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...