Witajcie!
Z tak długiej przerwy chyba nawet nie wypada się tłumaczyć ;)
Ale jestem, wracam i lepszej okazji chyba nie mogłam sobie wyobrazić, jak możliwość pokazania mojego mieszkania na okładce właśnie "Mojego Mieszkania".
Temat zaprezentowania moich czterech kątów na łamach gazety krążył od dawna, ale jakoś nigdy nie było czasu ani okazji, żeby doprowadzić to do skutku. Chyba też się trochę bałam, hehe. Dopiero Agnieszka z bloga
Happy Place przekonała mnie i pewnego majowego dnia zobaczyłam na własne oczy, jak wygląda profesjonalna sesja zdjęciowa.
Agnieszce i Michałowi dziękuję za przygodę życia, a redakcji "Mojego Mieszkania" za niesamowite wyróżnienie, jakim jest umieszczenie mojej kuchni na okładce magazynu !
Natomiast wszystkich ciekawych mojego poddasza zapraszam do lektury!
Tak się też złożyło, że artykuł będzie pamiątką z mieszkania, które już niedługo opuszczę. Remont domu powoli wkracza w decydującą fazę i można powiedzieć, że już jedną noga jestem tam. A na pewno myślami, kiedy to trzeba podejmować strategiczne decyzje odnośnie wanny, kafli, umywalek i innych niekończących się detali.
Mam ogromne zaległości w pokazywaniu postępów prac, dlatego będę tu wrzucać trochę starszych, i troszkę nowych ujęć. Te dwa poniżej pochodzą jeszcze z przełomu sierpnia i września, kiedy to niezmordowani panowie tynkarze czwarty !!! ( tak to nie pomyłka ) miesiąc pracowali nad ścianami.
Gdyby nie termin ekipy od kafelkowania, pewnie jeszcze i piąty miesiąc spędziliby w moim domu. Przyznaje, ściany są zrobione perfekcyjnie, wygładzone niczym tafla szkła, ale moje nerwy też przeszły niezłą szkołę przetrwania.
Jak się szybko okazało, to był dopiero początek serii niefortunnych zdarzeń.
W totalnym pośpiechu, bez dłuższego zastanawiania się wybrałam kafle na podłogi i ściany w kuchni i łazience.
Jedne były dostępne od ręki, na inne trzeba było trochę poczekać, ale w końcu pojawiły się w domu.
Nie będę ukrywać, że najbardziej czekałam na płytki podłogowe, które marzyły mi się od dawna, ale których nigdy nie widziałam "na żywo". Zaryzykowałam i nie żałuję ani trochę !
Płytki ułożyłam ( tak na próbę, bo ciekawość mnie zżerała ), sfotografowałam i już miałam zrobić wpis, kiedy mój laptop wyzionął ducha. Miał ku temu wszelkie prawo, bo swoje życie miał bardzo intensywne, ale wybrał najmniej odpowiedni moment. Wiem, nie ma na to odpowiedniego :)
Pożegnałam bez cienia tęsknoty panów od tynków i powitałam z radością ekipę kafelkarzy, którzy zaczęli z kopyta, porażając tempem prac. No zachwycona byłam, "nareszcie pracę przyspieszą" myślałam, kiedy to panowie porazili mnie też tym, że położyli płytki także na ścianie, na której ich być nie miało!
Do późnej nocy trwało delikatne zrywanie niezaschniętych jeszcze na szczęście kafli ze ściany, próbując ich nie uszkodzić, bo akurat te pochodziły z końcówki kolekcji i nie było żadnych szans na ich dokupienie.
Poniżej dowód powodu mojego kolejnego załamania nerwowego ;)
Wszystko dobrze sie skończyło, kafle są już na WŁAŚCIWYCH miejscach, a ja tu wrzucę teraz kilka aktualnych zdjęć.
Pierwsza sesja zdjęciowa w przyszłej kuchni, na nowym blacie, który jeszcze niezamontowany leży sobie na szafkach.
Tu widać kafle, jakie są położone na ścianie w kuchni, a wpadły mi od razu w oko. Są jakby metalizowane, z nierówną strukturą, cieniowaniem. Myślę, że idealnie wpasują się w wizję mojej przyszłej kuchni.
Mały zwiastun:
Są też już zamontowane robione na zamówienie drzwi, na które trzeba było czekać o wiele dłuuuuuuużej niż zapowiedziane 6 tygodni. Czemu zrobione na zamówienie? Każda z 9 par drzwi ma inne wymiary, nie ma dwóch tych samych, do tego trzeba było dopasować tunele i korony. Postawiłam na klasyczne białe i są piękne.
A tu wspomniane drzwi z widokiem na moją garderobę, w której stoi mój bożonarodzeniowy prezent - pierwszy moduł garderoby!
( tak, to nie to miejsce, jeśli ktoś się właśnie zastanawia, hehe )
Garderobę przeniosłam z parteru na drugie piętro, a na jej miejscu powstała toaleta. Natomiast w tym pomieszczeniu będę miała zdecydowanie więcej miejsca :)
Po kłopotach z kafelkarzami przyszedł czas na stolarza. On pobił totalny rekord! W sierpniu obiecał zająć się tematem schodów, we wrześniu relacjonował, że już je robi, w październiku przestał odbierać telefony, a w listopadzie przyznał się, że jeszcze nawet nie zaczął ... Śmiać się? Płakać? Wybrałam i to, i to, hehe.
Na szczęście schody już się powoli wyłaniają z czeluści mroku, niedługo chyba będzie co fotografować.
Jest jeszcze jedna, mała nowość: kolejny lokator Wymarzonego Miejsca, który od sierpnia rozrabia w mieszkaniu. Przedstawiam Rudolfa, najfajniejszego królika ever!
A na koniec cała łobuzerska trójka w czasie świąt: Adka, Bohun i "troszkę" spory gabarytowo Rudolf pozdrawiają wszystkich tu zaglądających!
Do szybkiego przeczytania!
Mia