czwartek, 31 października 2019

Szydełkowe rozety, a moze blog

 "Chyba ten blog powinien zostać przerobiony z wnętrzarskiego na szydełkowy". 
To zdanie miałam w głowie od ponad pół roku. Dokładnie tyle myślałam o kolejnym wpisie tutaj. Nie mogłam się zebrać i w sumie sama nie wiem, dlaczego. Bo można wymyślać teraz milion powodów nieobecności, a prawda jest taka, że jakby mi się chciało tak, jak się nie chciało, to ta strona uginałaby się od wpisów, hehe. Nie ciągnie mnie ostatnio do pisania i fotografowania. Życie pochłania zupełnie. Zdążyłam od ostatniego wpisu zdać Najważniejszy Egzamin w moim zawodzie, posadzić kolejną setkę roślin w ogrodzie, odchować szczeniaka na całkiem mądrą sunię, a nawet poprawić swoje wyniki badań :) A że właśnie znienacka dopadła mnie wielka ochota na nowy post, to korzystam i wygrzebuję z aparatu zdjęcia jeszcze wakacyjne. Zrobiłam je pod wpływem euforii ze zrzucenia z siebie pracy nad tymi serwetkami. Chodziły za mną od jakiegoś czasu łapacze snów, ale jak zobaczyłam mojego husky szarpiącego wstążki przy wianku na drzwiach, szybciutko się z nich wyleczyłam. Wianek się nie ostał: szydełkowe kwiatki zjadła Yume, a resztki wiklinowej bazy znajduję do dziś poroznoszone po całym ogrodzie. Teraz myślę, że psisko wyświadczyło mi przysługę i taka wersja na ścianie o wiele bardziej mi się podoba. 


Cała kompozycja składa się z ośmiu serwetek osadzonych na metalowych obręczach i związanych ze sobą w kilku miejscach. A że powstawały spontanicznie i bez wcześniejszego planu, to układ jest zupełnie przypadkowy. Nie pytajcie ile mi na to czasu zeszło, ładnych parę sezonów seriali wjechało podczas roboty. Właśnie ich oglądanie to jedyny czas, kiedy jestem w stanie szydełkować. W ciągu dnia nie umiem się za to zabrać. Zawsze jest coś pilniejszego. Bo muszę się przyznać, że szydełko traktuję jako niegroźną fanaberię. Ale może to i dobrze, że czasem coś powstaje, bo dzięki temu mam tu co wrzucić. Nie wiem, dlaczego tak się stało, że ostatnio fotografowanie np. wanny czy łóżka zrobiło się dla mnie dziwne. Kobieta zmienną jest, to pewnie się zmieni za jakiś czas. 



Chociaż jednak jakiś kawałek domowych zakamarków się przemycił: jest fragment starego kredensu, jest stary-nowy manekin, a nawet monstera, która ku mojemu zdziwieniu radzi sobie całkiem nieźle. Wszystko to stoi sobie w holu, tuż obok drzwi wejściowych, ale jakoś one się nie sfotografowały, heh. Chyba jest coś na rzeczy z moją teorią o awersji do fotografowania wnętrz ;)




 Na szydełku kolejne projekty, tym razem coś dla Adki, więc mam nadzieję, że za jakiś czas znów się tu coś pojawi. Tymczasem pozdrawiam i do następnego !


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...