Weekendowy nadzór przy remoncie zaliczyłam, także czas na
kolejną aktualizację. Jeżeli ktoś spodziewał się, że będzie lepiej ( łącznie ze
mną, hehe ) to czas na wielkie rozczarowanie ;) Tak, tak – jest gorzej. Poniższe
zdjęcia na dowód tego chaosu.
Wparowałam tam z nadzieją na lepsze widoki i mina mi zrzedła,
ale za to od razu wywołałam uśmiech na twarzy wszystkich pracujących tam panów.
A co ich tak rozśmieszyło? Pudełka, które dumnie trzymałam w dłoniach. Nie, nie
chciałam się już urządzać, kupiłam je tuż przed przyjazdem i chciałam tylko
przymierzyć na szerokość w mojej garderobie. Uff, zmieszczą się, za to ja mam
od tej pory żartobliwą ksywę „Lejdi” :)
Postawiłam je do zdjęcia na dziwnej konstrukcji na parterze:
to taki „mały” tor przeszkód do pokonania, żeby wejść na piętro :)
Zerknęłam do garderoby: ucieszyłam się, że zniknęła wielka
rura, za to jest … dziura w ścianie!!! A wszystko po to, żeby doprowadzić wodę
do pomieszczenia obok, które będzie dolną łazienką.
Tak oto wspaniale prezentuje się ta konstrukcja po drugiej
stronie ściany ;)
Żeby było mało: już na samym wejściu „zaatakowały” mnie
zwisające bezpieczniki:
Następnego dnia na miejscu tych zabytków techniki pojawiła
się „mała elektrownia”:
Ale to jeszcze nie koniec atrakcji na parterze: pod nogami wije się plątanina rurek, która wędruje sobie przez hol,
i kończy drogę w spiżarni wydostając się na zewnątrz domu.
Mało? :) To czas na sypialnię na parterze. Ją też owładnęły
rurki, tym razem doprowadzające wodę.
A rozrzucone na podłodze kolanka aż się prosiły o
sfotografowanie.
Dziura spowodowana zmniejszeniem schodów w kuchni nadal
straszy. Trzeba poczekać, aż skończą się wszystkie akcje z prądem, które się wokół
niej akurat dzieją.
To przechodzimy na piętro.
Tam od razu wita właśnie
zdemontowana wanna z górnej łazienki.
W jednym z pokoi kolejna malowniczo ciągnąca się rurka w
podłodze, hehe.
Rzut oka na kuchnię: tam jak na dłoni widać wspólną walkę z
materią ekipy „prądowej” i ekipy „wodnej” :) Ale podłączenia pod zlewozmywak,
piekarnik itd. już prawie gotowe.
Niedawno okna dostały też parapety. Jechałam głównie po to,
by je sfotografować, ale zastałam szczelnie opatulone przed zniszczeniem. Dobrze,
bo bardzo zadowolona jestem z wybranego kamienia.
Jest biały, nakrapiany drobniutkimi kropeczkami, takimi
ledwo widocznymi. Trudno było zrobić temu zdjęcie, ale coś widać:
I pomyśleć, że w tym domu naprawdę można było mieszkać od
razu po zakupie ! Nie był to oczywiście szczyt marzeń dizajnerskich, ale niczego
mu nie brakowało. Ale kupowany był z myślą o całkowitym remoncie i tak też się
dzieje. Trzeba jak najbardziej wykorzystać jego potencjał, jednocześnie
dostosowując go do swoich potrzeb. Tym razem znalazłam fotkę parteru: zrobiona
jest z pokoju, który będzie łazienką, a widać na niej drzwi do sypialni. Zwracam
uwagę na stylową boazerię ;)
Co dalej? Mogę już POWOLI wybierać wyposażenie dolnej
łazienki. Przepadłam z wannami, umywalkami i kaflami :)
Dziękuję za słowa otuchy i kciuki!
Pozdrawiam!