piątek, 28 lutego 2014

Słonik na szczęście?

Kto ma czasem wrażenie, ze dopadła go seria niefortunnych zdarzeń? Ja na pewno. Niby nic, a ciągle coś nie tak. A moja zdolność do łapania wszelkich wirusów wspięła się właśnie na wyżyny. 


Może dlatego schemat szydełkowego słonia przyciągnął moje oko? Tak się zapaliłam, że nie wzięłam pod uwagę moich znikomych umiejętności. Przyznaję od razu: nie było łatwo!Sam korpus nie przysporzył trudności, uszy też szybko się pojawiły, ale nogi i trąba…! Mały koszmarek, który skończył się rzuceniem schematu w kąt i zrobieniem tego po swojemu. Wyszło koślawo, ale wiedziałam, że lepsze już nie będzie :)
 


Wybrałam cienką włóczkę, która dodatkowo utrudniała sprawę. Zwierzak wyszedł niewielki – mieści się w dłoni, ale ma w sobie wiele uroku. 


Słonik podbił moje serce i stoi dumnie na biurku, a ja pokładam w nim wielkie nadzieje – niech ta zła passa wreszcie się kończy!

Ja z jednego wyleczyłam się na pewno: takie małe, ale skomplikowane projekty będę omijać przez jakiś czas szerokim łukiem :) 
Pozdrowienia!

piątek, 21 lutego 2014

Etui na tablet na szydełku

Ostatnio zapowiadany projekt szydełkowy udało mi się zrealizować! Nie jest to nic trudnego, ani oryginalnego, ale duma mnie rozpiera :)



 Pisałam, że po ukończeniu pledu zaczęło mi brakować szydełka, więc postanowiłam zrobić coś na próbę. Bardzo chciałam się przekonać, czy dam radę pojąć coś innego niż „babciny kwadrat”. Akurat miałam pod ręką pierwszy numer pisma „Mollie Potrafi”, w którym znalazłam sposób na wykonanie etiu. Nie żebym etui nie miała :) Ale wiecie, jak to jest, jak sobie człowiek coś  ubzdura.


Włóczki kupione dawno temu mogłam w końcu wypróbować, więc mobilizacja była podwójna. Wykonanie okazało się prostsze niż myślałam, pewnie duża w tym zasługa jasnego opisu. Jeszcze nie umiem czytać schematów szydełkowych, a w tym przypadku był dokładnie opisany każdy rządek – idealnie dla takiego amatora.


Wyszło nie najgorzej, nawet tablet bez problemów się zmieścił, a ja nauczyłam się odróżniać słupek od półsłupka :)




  Szydełkowanie tak mi się spodobało, że nawet kupiłam ( bardzo przecenioną ) książkę na ten temat oraz drugi numer „Mollie…”.


Upatrzyłam sobie nawet wianek – pięknie wyglądałby w pastelowych kolorach. Mam ochotę spróbować się za niego zabrać.


I na koniec: bonus z cyklu „behind the scenes”. Tak wygląda robienie zdjęć z trzylatką. Oprócz tego, że musiałam jej zrobić z setkę zdjęć z etui, to jak tylko na chwilę odeszłam od stolika, zastałam po powrocie tę gromadkę chętną na sesję:) No to i fotki były, jak tacy chętni, nie mogłam odmówić!

Pozdrowienia!
PS Dziękuję za tyle pochwał pod adresem pledu. 
Nie spodziewałam się, że mój szarak tak się spodoba!

sobota, 8 lutego 2014

Pled skończony.

Sama w to nie wierzę, ale pled można uznać za ukończony! Już nawet nie pamiętam, kiedy go zaczęłam i ile czasu nad nim spędziłam, jednak teraz mówię: było warto!


Jest ciepły, mięciutki i szary. Ten kolor miał być w zdecydowanej większości i reszta barw to tylko niewielkie przebłyski.


Pled powstał z włóczki akrylowej i wydaje mi się, że taki rodzaj jak najbardziej nadaje się do tego typu wyrobów. Kiedy zaczynałam robienie kwadratów, kupiłam pierwsze motki bez zastanowienia i dopiero później wyczytałam, że gotowe kwadraty mogą się zniekształcać. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale było już za późno na zmiany. Pled użytkuję już od miesiąca i nic się z jego kształtem nie dzieje, a jest spory. Jego wymiary to 135x180 cm.


Przy takim rozmiarze włóczka akrylowa jest też po prostu ekonomiczna. Cena ok. 3 zł za motek w pobliskiej hurtowni nie była zabójcza w porównaniu do innych „wełenek”.


 Pled jest moim zupełnym debiutem na szydełku. Nigdy nic innego wcześniej nie zrobiłam i robienia kwadratów nauczyłam się z tego kursu. Jestem dowodem na to, że wykonanie jest łatwiutkie, skoro totalny laik potrafił to pojąć :)


Kwadraty łączyłam grubym szwem, taki mi się podobał, ale jakby się znudził, to po drugiej stronie szew jest niewidoczny. Nie wiedziałam długo, co zrobić z brzegami, które wydawały mi się niewykończone.Długo szukałam jakiegoś sposobu, aż trafiłam na ten kurs i nauczyłam się robić muszelki, które ( jak się okazało ) są banalnie proste.


Pamiętam, jak marzyłam, żeby w końcu ten pled skończyć i kiedy tak się stało, nagle zabrakło mi tego wieczornego szydełkowania. Zabierałam się za kwadraty z doskoku, zazwyczaj podczas oglądania filmów i nagle dłonie zrobiły się puste. Szybko znalazłam sobie nowy projekt i już nawet troszkę powstało.


Tym razem praca będzie niewielkich rozmiarów, z innej, delikatniejszej włóczki.


Uczę się nadal szydełkowania i sprawia mi wiele przyjemności, kiedy coś wychodzi. Jeśli pomysł uda się zrealizować, pokażę, jak nie – przemilczę :)


Śląsk nadal czarny – śniegu brak, a dzisiejszy dzień był niemal jak wiosenny. Ja za zimą nie tęsknię i może dlatego te kolory włóczek same wpadły mi w ręce.


Pierwsze w tym sezonie hiacynty – nawet nie wiem, jakiego koloru się spodziewać, będzie niespodzianka. Maleńki cynowy dzbanuszek sam wpadł do koszyka – takiej cenie ( 3 zł ) się nie odmawia!


 Tym razem wpis długi, z dużą ilością zdjęć, ale i przerwa w pisaniu była spora. Marzy mi się trochę spokoju, lenistwa… Może kiedyś? :)
Pozdrawiam serdecznie!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...