środa, 20 lutego 2019

Jest i wyspa !

Jest progres, heh. Ostatni wpis był w grudniu, mamy końcówkę lutego, ale od jakiegoś miesiąca usilnie próbuję się zabrać za nowy post, więc i tak jest lepiej. Coraz częściej kołacze mi myśl o blogowaniu, także korzystam z przypływu chęci i czasu. 
Tym razem jest co pokazać, bo to moje spełnione marzenie z listy domowych zachcianek. Od zawsze ze słowem "dom" kojarzyły mi się dwie rzeczy: ogród i wyspa w kuchni. Ten pierwszy był w pakiecie, na wyspę czekałam ponad rok, ale jak już stanęła, to faktycznie stanowi serce kuchni. 
Zdjęcia trochę kiepskie, bo pogoda jeszcze nie sprzyja, jednak nie będę się zastawiać wyłącznie aurą. Ostatnio moje potrzepanie osiąga szczytowe punkty, bo co wezmę aparat, to mi coś przeszkodzi. Co zacznę robić zdjęcia, to zapomnę o statywie albo o zmianie ustawień w aparacie i potem się dziwie, że jakby ... nie podobają mi się efekty. Co więcej, wyspy za dobrze nie widać. Gdyby ktoś się zastanawiał jaki jest tego powód, to przyznaję szczerze, że kadr bez zrobionej podłogi nie wyglądał już tak dobrze. Tak, tak, nadal nie mam kafli na podłodze w kuchni :) Zatem nie będę tu kokietować, że w następnym poście kolejne odsłony i podsycać ciekawość, bo znam siebie i pewnie kolejne ujęcie pojawi się tu dopiero wraz z nową podłogą. 



A kiedy? Ha, tego nie wiedzą najstarsi górale ;) A tak serio, to chyba wpadłam w jakiś dołek decyzyjny, bo nie potrafiłam wybrać, co chcę mieć na podłodze w kuchni. Nie popełniajcie mojego błędu! Jak macie coś zrobić, róbcie od razu. Ja marudziłam, rozkminiałam na milion sposobów opcje tej kuchennej podłogi, sto razy zmieniałam zdanie, aż finał był taki, że nie kupiłam kafli, które wymyśliłam tam na samym początku planowania. Dlatego też panowie kafelkarze zrobili cały dół, a ja nadal nic do kuchni nie miałam, więc umówiliśmy się na "kiedyś tam". Ten mój marazm trwałby dłużej, gdyby nie właśnie wyspa. Tak ją chciałam, że stanęła na tej "gołej" podłodze, ale to już był szczyt głupoty, dlatego też bez dłuższego zastanawiania się podjęłam decyzję. I co? Z podkulonym ogonem zamówiłam płytki, które wybrałam na samym początku, bo przez ten cały czas niczego bardziej interesującego nie znalazłam. Setki, ba tysiące przejrzanych inspiracji, instagram zwiedzony wzdłuż i wszerz, a ja nadal zapełniałam galerię screenami z TYM wzorem, który zakiełkował w głowie jako pierwszy. Dlatego też i w kuchni pojawi się zmora naszych kafelkarzy: biało-czarne oktagony Vives :) Także nie dość, że jestem głupia, to jeszcze nudna i przewidywalna :) Finał tej historii jest teraz taki, że kafelkowanie najprawdopodobniej odbędzie się najwcześniej (!) w wakacje, a do tego będę wyciągać wszystko z wyspy, a i ją samą też z kuchni, bo przecież nie wytrzymałam z jej montażem. 


Jednak nie będę kryć, że jestem z niej ogromnie zadowolona.  Daaaawno nic mnie takiego wnętrzarskiego nie ucieszyło tak, jak ten mebel. A jeśli chodzi o szczegóły z nią związane to jest to samoróbka złożona z 4 ikeowskich szafek. Do tego blat docięty u zaprzyjaźnionego stolarza i po temacie. Powstała naprawdę szybko i bezproblemowo. 


Ale co tam o wyspie! Tyle tekstu już tu naprodukowałam o zwykłym meblu, a tu ważniejszy temat czeka! W domu pojawił się nowy członek rodziny - maleńka Yume. Kto z dawnych czytelników pamięta mojego husky - Bohuna, ten wie, jak bardzo byłam z nim związana. Ten wielki indywidualista, pies jedyny w swoim rodzaju, po prawie 14 latach zakończył naszą wspólną wędrówkę i zostawił po sobie ogromną pustkę. Do dziś łapię się na tym, że podjeżdżam pod dom i odruchowo szukam wzrokiem mojego biało-czarnego futrzaka. A że dom bez zwierząt to dla mnie tylko puste mury, to po jakimś czasie zawitała ta łobuziara. 



Jest biało-szara, wyjątkowo przytulna i serdeczna, ale tak broi, tak szaleje, że tego nie da się opisać. Psa o tak niespożytej energii jeszcze nie miałam :) Husky to piękne psy, cudowna rasa, ale dla wyjątkowo wyrozumiałych właścicieli. I tu pojawia się pewna "drobna" nieścisłość. Jak to pogodzić z moją słabością do białych, czystych wnętrz? No nijak :) Po latach walki ze sobą oraz walki z wiatrakami pod postacią psów już się tak nie przejmuję podłogą z błotnym wzorem psich łap. A temu spojrzeniu po prostu nie da się oprzeć.


To do następnego razu!




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...