Nic innego, jak świeżo znaleziona czterolistna koniczynka. Muszę
przygotować jej godną oprawę, taki okaz nie trafia się często.
Miałam plan, by zrobić znalezisku wyjątkowe zdjęcie, ale
pośpiech nie jest moim sprzymierzeńcem. Piwonia szturmem wdarła się na pierwszy
plan, więc na zdjęciu poniżej jest już główną bohaterką. Bardzo lubię te kwiaty
i dzięki Teściowej mam je w domu każdej wiosny. Bukiety z nich wyglądają bardzo
okazale, jednak jeden kwiat w wazoniku też potrafi obronić swojej piękno.
Dzisiejszy dzień nie był dobry pod względem fotografowania,
co będzie widać też na kolejnych zdjęciach. No nie umiem, po prostu nie wychodzą
mi dobrze ujęcia na przedpokoju, a szkoda, bo kosz, na który szczęśliwie trafiłam,
wart jest szczególnego potraktowania.
Marzył mi się duży, pleciony kosz i nawet nie był trudny do
wyszukania, ale standardowo: ceny odstraszały. Koniczynka musiała dobrze
zadziałać, bo wpadł mi w ręce ten egzemplarz w wyjątkowo niskiej cenie.
Jest naprawdę piękny i nietuzinkowy.
Tak chciałam go ładnie zaprezentować, ale nawet ulubiona
ostatnio chusta nie pomogła i zwisa smętnie, nie dodając całości uroku. Ale
kosz i tak jest niesamowity :)
A jeśli wierzyć metce, pochodzi z bardzo egzotycznego miejsca.
Nie mogłam też zapomnieć o niezwykłym bukiecie. Mąż pamiętał i także tego roku obdarował mnie
amarylisami – kwiatami z mojego ślubnego bukietu. To taki jego zwyczaj – nawet kwiaciarka
żartuje, że co roku czeka, czy Mąż pojawi się po standardowe już zamówienie :)
A żeby nie było monotonnie, tym razem inny, niż biały, kolor. W tym roku, o tej
porze białe amarylisy były nie do zdobycia! Białe, czy nie, to i tak moje ukochane kwiaty, do
których już zawsze będę miała szczególny sentyment.
Bardzo dziękuję za tyle wizyt tutaj, za miłe słowa w
komentarzach. Żle się czuję z tym, że nie bywam u Was. Tzn. pojawiam się, ale
nie komentuję. Brak czasu to banalne, ale niestety, prawdziwe wytłumaczenie.
Ostatnio zawodowo dużo się u mnie dzieje, dużo dobrego. Nowe pomysły, wyzwania,
ale i spore zaangażowanie czasowe to moi towarzysze. Bywam koszmarnie zmęczona, ale i
niesamowicie zmotywowana, kiedy wychodzi to, nad czym pracowałam. Także –
wielkie dzięki! Dzięki Wam, Gościom, mam energię, by czasem coś tu napisać.
Gorąco pozdrawiam!
Fantastyczny mąż, który takim wyjątkowym gestem potrafi uszczęśliwić żonę :) Mam nadzieję, że mój M. też stanie na wysokości zadania, gdy nadejdzie nasza pierwsza rocznica ;)
OdpowiedzUsuńBukiet jest przepiękny! :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie pamiętliwa II połówka :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńszczesciara! kosz fenomenalny!juz kiedys zachwycalam sie twoja lampa - jest piekna!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplo!
Wspaniały mąż !!!
OdpowiedzUsuńPiękne amarylisy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Kosz jest genialny, ma piękny kolor na tym zdjęciu z chustą widać to świetnie. Chusta też mi się podoba:-) Amarylisy to piękne kwiaty. Ja miałam białe tulipany i białe eustomy w bukiecie ślubnym. Matko, kiedy to było... Rozumiem Cię doskonale z tym brakiem czasu. Też czasem wchodzę na internet, oglądam, zachwycam się i już brakuje czasu na komentarze, choć tak bardzo chciałabym nieraz coś napisać. To choroba NASZYCH czasów "notoryczny brak czasu" ;-) Pozdrawiam i ściskam mocno w ten deszczowy weekend:-)
OdpowiedzUsuńMąż zasługuje na pochwały :) nie każdy sprawia zonie takie miłe niespodzianki :)
OdpowiedzUsuńPrzepiekny ten Twoj kosz...tez szukam,ale narazie nie trafilam..amarylis...cudo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :))
jak zobaczyłam ten bukiet od męża, to pomyślałam, że koniczynka i tak Ci niepotrzebna, bo szczęście już masz :)
OdpowiedzUsuńpiękny kosz i piwonie!
Kosz super! Fajne są takie nabytki!
OdpowiedzUsuńale u Ciebie ładnie! śliczny masz ten kosz, a czterolistne koniczynki to specjalność mojego taty:) znajduje ich mnóstwo:)
OdpowiedzUsuńkochana przy okazji zapraszam do udziału w konkursie:) buziaki
I kosz sliczny i zdjęcia sliczne:)
OdpowiedzUsuńświetny kosz,a taka koniczynka to dobra rzecz :)
OdpowiedzUsuń