Jak tylko wychodzi słońce, mam ochotę chwytać za aparat. Ostatnio
polubiłam grzebanie w ustawieniach i nadziwić się nie mogę, jak długo byłam w
tym temacie oporna. Na pierwszy rzut poszedł kredens wraz z całym majdanem. To chyba
najbardziej „wystawkowe” miejsce w całym mieszkaniu.
Cieszę się z tego rupiecia, bo jest bardzo pojemny: zmieścił
nawet drukarkę, dvd, router i inne sprzętowe ustrojstwa. Jak mnie denerwował
widok tego wszystkiego na wierzchu! Są mieszkania, gdzie to stanowi integralną część
wystroju, a u nas od razu sprzęt „walił po oczach”.
W koszyku zamiast włóczek są już bratki. Chciałam wystawić
je na zewnątrz, ale po pięciu minutach gołębie wydziobywały owies, który z Adką
tam sypnęłyśmy :) Odratowane resztki ładnie się wzbiły w górę, będzie
dekoracja w sam raz na święta.
Zima za nami, a chusta dopiero teraz doczekała się zdjęcia. Poranki
jeszcze nadal mroźne, więc jest ciągle w użyciu. Zrobiona z włóczki, która
bardzo mi się spodobała wizualnie, ale praca z nią na początku nie była łatwa. To
włochate coś ciągle się zaczepiało o szydełko i plątało, ale warto było się
pomęczyć, bo chusta jest bardzo ciepła.
A ze sklepu spożywczego przyniosłyśmy też cebulki do
posadzenia na szczypiorek. Pierwszy raz za takie się zabrałam i jestem ciekawa,
czy w ogóle coś wyrośnie :) Po dwóch dniach są już korzonki, więc powinno być
dobrze.
W domu Adka zadała fundamentalne pytanie: „Mamo, dlaczego wzięłaś białe?”. No tak, były jeszcze czerwone i żółte, ale … :) Małej, jak się okazało, też białe najbardziej się podobały :)
Pozdrowienia!